W grudniu 2012 r. władzę w Meksyku objął nowy prezydent – Enrique Peña Nieto, który reprezentuje inne środowisko polityczne niż jego dwaj poprzednicy. Czy przedstawiciel najstarszej partii w kraju będzie w stanie zapewnić niezbędne Meksykowi zmianę i rozwój?
Kiedy E. Peña Nieto składał przysięgę prezydencką przed parlamentem, słychać było nie tylko oklaski, ale także gwizdy. Lewa strona sali nie przyjęła go ciepło. Jeszcze gorzej jednak przyjął go tłum protestantów zebranych przed budynkiem.
Niewątpliwie nie był to łatwy początek prezydentury. Czemu nowo zaprzysiężona głowa państwa spotyka się z taką wrogością? Enrique Peña Nieto reprezentuje Partię Rewolucyjno-Instytucjonalną, PRI. Partia ta rządziła Meksykiem nieprzerwanie od końca lat 20. XX w. aż do 2000 r. Jest odpowiedzialna za większość bolączek, które obecnie trawią Meksyk. Uzależniła od siebie i zdegenerowała system polityczny, tolerowała korupcję i narkobiznes, nie rozwinęła nowoczesnej gospodarki. Biernie przyglądała się rosnącemu zacofaniu społeczno-gospodarczemu kraju, sama korzystając z dobrodziejstw, jakie oferuje władza.
Mimo to E. Peña Nieto wygrał wybory – na przekór temu, że jest przedstawicielem znienawidzonej do niedawna PRI. Jak to możliwe? Ostatnie 12 lat rządów przedstawicieli Partii Akcji Narodowej (PAN) spowodowało, że większość obywateli się od niej odwróciła. Wojna wypowiedziana kartelom narkotykowym okazała się nieskuteczna i zbiera krwawe żniwo. Od grudnia 2006 r. zginęło w niej ok. 60 000 osób. Drugi podstawowy powód, to osłabiona gospodarka, bieda i rosnące wykluczenie społeczne. W efekcie, o ile 6 lat temu Meksykanie dali jeszcze jedną szansę reprezentantowi PAN, o tyle teraz byli już zbyt zawiedzeni rządami jej przedstawicieli.
E. Peña Nieto, z wykształcenia prawnik, przed objęciem najwyższego w państwie stanowiska sprawował funkcję gubernatora stanu Meksyk. W kampanii wyborczej, w przeciwieństwie do swego poprzednika, E. Peña Nieto nie składał obietnic rozprawienia się z narkobiznesem i nie czynił walki z kartelami centralnym punktem swego planu. Zamiast tego, sformułował 13 punktów skupiających się m.in. na ograniczeniu biedy, głodu i bezrobocia, poprawieniu edukacji, zmianach w kodeksie prawnym mających na celu ograniczenie bezkarności i skupienie się na ofiarach czy rozbudowę komunikacji kolejowej i dostępu do Internetu szerokopasmowego. Centralnym punktem swojej kampanii wyborczej i planu naprawy kraju uczynił gospodarkę. Rozwój ekonomiczny ma pobudzić i rozwinąć klasę średnią, a zarazem zredukować biedę, bezrobocie i wszelkie inne pożywki dla przestępczości zorganizowanej. Pytanie jednak pozostaje, czy będzie w stanie ogólne hasła – nośne w trakcie kampanii – przekuć w rzeczywiste projekty, których efekty będę wymierne dla zwykłych obywateli.
W kontekście polityki zagranicznej E. Peña Nieto deklarował przede wszystkim wzmocnienie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi – nie tylko w kwestiach bezpieczeństwa, ale i gospodarki. Poprzednie rządy również utrzymywały bliską współpracę z Waszyngtonem. Potwierdzeniem słów prezydenta była jego pierwsza wizyta zagraniczna – oczywiście w Stanach Zjednoczonych oraz wspólne z Barackiem Obamą deklaracje pogłębiania kooperacji.
Skala proponowanych zmian zatem nie jest wielka i dotyczy przede wszystkim trudnej sytuacji wewnętrznej. Czy jednak przedstawiciel zdyskredytowanej partii będzie w stanie skierować Meksyk ku nowej, lepszej przyszłości? Otoczenie i zwolennicy prezydenta odrzucają wszelkie analogie obecnej PRI do tej starej. Twierdzą, że partia się zmieniła. Wypleniła to, co miała najgorszego i kultywuje, to czym mogła się szczycić – dobrą organizację, rozbudowane struktury na szczeblu krajowym, regionalnym i lokalnym, zaangażowanie swoich członków i ogromne doświadczenie. Większość obywateli uwierzyła w nowe oblicze PRI. Niemniej PRI nie posiada takiej większości w parlamencie, która pozwalałby prezydentowi forsować wszystkie projekty. Tak jak wcześniej PRI blokowała projekty administracji F. Calderona, tak teraz sytuacja prawdopodobnie się odwróci.
O ile PRI nie posiada większości w parlamencie, o tyle E. Peña Nieto zdobył głosy większości społeczeństwa. Oprócz wszystkich wyżej wymienionych powodów, które zdecydowały o jego wygranej, dodać trzeba jeszcze jeden. Meksykanie mają dość rozbitej, zdecentralizowanej, źle zorganizowanej i nieskutecznej władzy. E. Peña Nieto dąży do odbudowy siły, efektywności i znaczenia państwa. Mając za sobą zaplecze PRI, ma szansę to osiągnąć i tym właśnie przyciągnął niezdecydowanych. Jeśli zrealizuje swój cel, zakończy swą prezydenturę w zdecydowanie lepszej atmosferze, niż ją rozpoczął.
Autor: Marcin Maroszek, Research Fellow FKP Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego
Zdjęcie: Francisco Anzola