Koniec arabskiej „jedności we wrogości” do państwa żydowskiego? Bliski Wschód po porozumieniu Izraela z ZEA i Bahrajnem
1 października, 2020
Koniec arabskiej „jedności we wrogości” do państwa żydowskiego? Bliski Wschód po porozumieniu Izraela z ZEA i Bahrajnem
Autor: Tomasz Otłowski
Opublikowano: 1 października, 2020
Pułaski Policy Paper nr 8, 2020, 1 października 2020
W następstwie zapowiedzianego w połowie sierpnia br. nawiązania oficjalnych stosunków dyplomatycznych między Izraelem a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi oraz ogłoszonego miesiąc później uregulowania relacji państwa żydowskiego z Bahrajnem – sytuacja polityczna na Bliskim Wschodzie nabrała nowej dynamiki. Niewątpliwie, uroczyste podpisanie porozumień między tymi trzema państwami, które miało miejsce w Waszyngtonie 15 września br., otworzyło przed regionem nowy rozdział. Najbliższe tygodnie i miesiące pokażą jednak, czy będzie to dla niego szansa na pokój i stabilizację, czy też przyczynek do dalszej destabilizacji, a może nawet preludium konfliktu.
Opinia międzynarodowa w większości przyjęła fakt nawiązania relacji między dotychczasowymi wrogami w regionie bliskowschodnim z umiarkowaną nadzieją, upatrując w tym szansy na normalizację skomplikowanych relacji międzynarodowych w tej części świata. Jednak w tych miejscach regionu, gdzie z polityki antyizraelskiej uczyniono podstawę strategii na arenie międzynarodowej (m.in. w Teheranie, Ankarze, Ramallah i Gazie) – odebrano to wydarzenie zdecydowanie negatywnie. Istotą przełomu, wynikającego z porozumienia między Izraelem a ZEA i Bahrajnem, jest bowiem faktyczne pogrzebanie koncepcji arabskiej (a szerzej: muzułmańskiej) jedności w oporze i wrogości wobec Izraela. Pierwsze rysy w tej idei pojawiły się po zawarciu układu pokojowego między Egiptem a państwem żydowskim w 1978 roku i późniejszym o kilkanaście lat porozumieniu izraelsko-jordańskim. Obecne decyzje ZEA i Bahrajnu są jednak szczególnie wymowne – są to bowiem pod wieloma względami jedne z najbardziej konserwatywnych państw arabskich, w których tradycjonalistyczne podejście do islamu wprost przekłada się na wiele aspektów życia nie tylko społecznego, ale też politycznego, w tym w zakresie polityki zagranicznej. Nic zatem dziwnego, że w wielu częściach regionu uznano decyzję Manamy i Abu Zabi za zdradę oraz sprzeniewierzenie się idei jedności świata arabskiego i islamu na rzecz doraźnych, bieżących interesów i korzyści.
Nawiązanie pełnych stosunków politycznych, ekonomicznych i społecznych pomiędzy Izraelem a ZEA i Bahrajnem to w dużej mierze sukces dyplomacji Stanów Zjednoczonych, której udało się doprowadzić do bezpośrednich rozmów zainteresowanych stron i odpowiednio je moderować. Osiągnięcie to nie byłoby jednak możliwe bez funkcjonującego już od dłuższego czasu na Bliskim Wschodzie korzystnego dla takiego zbliżenia klimatu strategicznego. Od niemal dwudziestu lat zachodzą bowiem w regionie procesy, które znacząco zmieniły status quo w tej części świata. Ich wspólnym mianownikiem jest stopniowo rosnąca pozycja strategiczna Islamskiej Republiki Iranu (IRI), który to trend budzi coraz większe obawy w regionie. W pierwszym rzędzie chodzi tu o wciąż nierozwiązaną kwestię programu jądrowego Teheranu i poważne wątpliwości co do jego faktycznego charakteru. Niepokój na Bliskim Wschodzie budzi też irański arsenał rakiet balistycznych, sukcesywnie modernizowany od 20 lat, oraz równie szybki rozwój zdolności morskich IRI, zwłaszcza tych asymetrycznych (związanych z morskim komponentem Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, Pasdaran). Całości obrazu dopełnia agresywna polityka Iranu w regionie i jego nasilające się zaangażowanie w Syrii, Jemenie, Iraku, Bahrajnie, Libanie oraz Strefie Gazy. Zagrożenie ze strony IRI okazało się zatem czynnikiem zbliżającym dotychczasowych formalnych wrogów – czyli Izrael i arabskie państwa znad Zatoki Perskiej (choć wyjątkiem okazał się tu Katar). Z upływem czasu ta wspólna percepcja irańskiego zagrożenia zaczęła przeradzać się w nieoficjalną wspólnotę interesów strategicznych i celów politycznych, a także w nieformalną współpracę w zakresie wymiany informacji wywiadowczych dotyczących Iranu i jego działań w regionie. Kolejnym – niejako naturalnym – krokiem stało się zawarcie już w pełni sformalizowanych i oficjalnych relacji politycznych. ZEA i Bahrajn uczyniły ten krok jako pierwsze, ale w regionie mówi się również o zaawansowanych rokowaniach między Izraelem a Omanem. Rapprochement między Izraelem a jego niedawnymi islamskimi rywalami może zresztą już niedługo wyjść poza region ścisłego Bliskiego Wschodu. Coraz więcej źródeł wskazuje bowiem na możliwość rychłego porozumienia między państwem żydowskim a Sudanem i Czadem.
Jest przy tym oczywiste, że wszystkie działania arabskich krajów regionu wobec Izraela cieszą się pełną akceptacją i przyzwoleniem ze strony Arabii Saudyjskiej. Rijad, jako niekwestionowany lider arabskich państw znad Zatoki Perskiej, już od kilkunastu lat sam rozwija zakulisową, nieoficjalną współpracę z Izraelem, wymierzoną w Iran i jego interesy. To właśnie „zielone światło”, dane przez Saudyjczyków, pozwoliło ich sojusznikom na otwarcie się na Izrael.
Wygrani i przegrani
Izrael, dzięki układom z ZEA i Bahrajnem, w znaczący sposób umocnił swoją legitymację międzynarodową i pozycję strategiczną w trudnym i wciąż w dużej części nieprzychylnym mu środowisku bliskowschodnim. Obecne porozumienia z Emiratami i Bahrajnem – jednymi z ważniejszych graczy subregionu Zatoki Perskiej – otwierają przed Izraelem nowe perspektywy oddziaływania na stosunki międzynarodowe w tej części świata, i to nie tylko w wymiarze politycznym, ale także ekonomicznym i militarnym. Czynnik ten znacząco umacnia więc bezpieczeństwo państwa żydowskiego, przede wszystkim w kontekście zagrożeń ze strony Iranu i jego regionalnych sprzymierzeńców. Również Arabowie znad Zatoki Perskiej dzięki zawarciu pokoju z Izraelem wiele zyskują w wymiarze strategicznym. Pokazują się jako stabilne i racjonalne państwa, o pragmatycznej polityce, nie uzależnionej od ideologicznych uprzedzeń. Jako gracze zdolni do przełamania odwiecznych stereotypów, determinujących podtrzymywanie wrogości wobec Izraela wbrew oczywistym realnym interesom strategicznym. Zyskują też dodatkowe narzędzia i możliwości w rozgrywce ze wspólnym przeciwnikiem – Iranem i jego regionalnymi proxies.
Tymi, którzy mogą najwięcej stracić na zbliżeniu między Izraelem a ZEA i Bahrajnem, są zaś przede wszystkim Palestyńczycy i ich „sprawa”. Od chwili powstania państwa izraelskiego w 1948 roku, przez kolejne siedem dekad, to właśnie tzw. kwestia palestyńska stanowiła główny ideologiczny i polityczny fundament arabskiej (i szerzej – muzułmańskiej) wrogości wobec Izraela. Wyłamanie się kolejnych dwóch krajów arabskich z szeregu „wrogów Izraela” dobitnie wskazuje jednak, że Palestyńczycy i ich „problem” nie stanowią już dzisiaj dla Arabów najważniejszego strategicznego drogowskazu i głównego wyznacznika działań w polityce międzynarodowej. Nic zatem dziwnego, że to właśnie władze w Ramallah (zdominowane przez Organizację Wyzwolenia Palestyny) i Gazie (rządzonej przez Hamas) zdecydowanie potępiły, jako jedne z pierwszych, najnowsze pojednanie izraelsko-arabskie. Palestyńczycy wiedzą już, że właśnie tracą zdolność dalszego rozgrywania swej sprawy w regionie. To zaś oznacza dramatyczne osłabienie ich szans w walce o wymarzony cel – niepodległe państwo ze stolicą w Jerozolimie.
Osłabiona „sprawa palestyńska” może jednak liczyć na zwiększone poparcie ze strony Iranu oraz Turcji. Oba państwa, aspirujące do roli regionalnych mocarstw, także znalazły się w gronie przegranych na arabsko-izraelskim porozumieniu. Obydwa też od dawna prowadzą agresywną politykę opartą na radykalnej doktrynie religijnej (Iran) lub historycznym rewanżyzmie i neo-osmańskim ekspansjonizmie (Turcja). Ważną częścią ich strategii politycznej wobec regionu pozostaje wrogość wobec Izraela oraz wspieranie wszelkich podmiotów politycznych, stawiających sobie za cel zniszczenie państwa żydowskiego. Prym wśród nich wiodą właśnie Palestyńczycy. Teraz, w obliczu „zdrady” kolejnych państw arabskich, turecko-irańska narracja o niezbędnym jednolitym froncie islamskim na rzecz walki z Izraelem, „wyzwolenia Jerozolimy” i solidarności z Palestyńczykami – doznała poważnego uszczerbku. Z tym większym zaangażowaniem oba państwa włączą się jednak zapewne w najbliższym czasie we wspieranie „zdradzonych braci Palestyńczyków”. Jeśli tak się faktycznie stanie, oznaczać to będzie nieuchronnie nasilenie konfrontacji z Izraelem i dalszą eskalację napięcia w Libanie, Syrii, Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu.
Wnioski i perspektywy
1. Nawiązanie pełnych stosunków politycznych, ekonomicznych i społecznych pomiędzy Izraelem a ZEA i Bahrajnem to zarówno sukces dyplomacji Stanów Zjednoczonych, jak i efekt stopniowo rosnącej pozycji strategicznej Islamskiej Republiki Iranu, która budzi coraz większe obawy w regionie.
2. Izrael, dzięki układom z ZEA i Bahrajnem, w znaczący sposób umocnił swoją legitymację międzynarodową i pozycję strategiczną. Z kolei ZEA i Bahrajn okazują się jako stabilne i racjonalne państwa, o pragmatycznej polityce, nie uzależnionej od ideologicznych uprzedzeń.
3. Na porozumieniu oprócz Palestyńczyków najwięcej stracą Turcja i Iran. Choć oba państwa dzieli wiele, a ich długoterminowe interesy są przeciwstawne – będą najpewniej w najbliższym czasie współpracować dla doraźnych, bieżących korzyści, nie tylko tych związanych ze zwalczaniem Izraela. Najnowsze wydarzenia na Bliskim Wschodzie sprawiają bowiem, że pogłębia się alienacja i międzynarodowa izolacja tych państw. Z tego też względu każde z nich będzie, niezależnie od siebie, z jeszcze większą energią budować własne zaplecza strategiczne w regionie. Iran dalej będzie więc rozwijał swoją „szyicką” koalicję antyizraelską i antysaudyjską, zrzeszającą wszystkich sojuszników Teheranu: reżim Baszara al-Assada w Syrii, szyickie ugrupowania z Iraku, Libanu i Jemenu, a także palestyński ruch Hamas ze Strefy Gazy. Z kolei Turcy skupią się na umacnianiu swej pozycji w północnej Syrii, w Libii oraz rozwijaniu relacji z Katarem i Hamasem. Ankara na pewno poszukiwać też będzie w regionie nowych możliwości działania, tak w aspekcie politycznym czy ekonomicznym, jak i militarnym, np. w postaci tworzenia baz wojskowych w kolejnych krajach (w Libii, Sudanie, Erytrei czy Dżibuti).
4. Dalszy kierunek rozwoju sytuacji geopolitycznej na Bliskim Wschodzie zależeć też będzie od stanu rozgrywki strategicznej między globalnymi mocarstwami. Póki co największą niewiadomą w tym kontekście jest stanowisko Rosji, która posiada dobre relacje zarówno z Izraelem, jak też z Turcją, Iranem i z wieloma państwami arabskimi (w tym Palestyńczykami). Być może więc – w razie eskalacji sytuacji międzynarodowej na Bliskim Wschodzie – Moskwa będzie starała się wykorzystać tę uprzywilejowaną pozycję do odgrywania tradycyjnej roli „mirotworca” i rozjemcy w regionie.
Autor: Tomasz Otłowski, Senior Fellow w Programie Bezpieczeństwo Międzynarodowe i Obronność Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego