W 2000 r. Rosja, Białoruś i Kazachstan utworzyły Eurazjatycką Wspólnotę Gospodarczą (EaWG), która miała być pierwszym etapem współpracy w nowych, inspirowanych Unią Europejską, ramach. 18 listopada 2011 r. prezydenci trzech państw zawarli Umowę o utworzeniu Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej (EaUG). Jej priorytetami są wzmocnienie współpracy państw poprzez zapewnienie swobodnego przepływu towarów, kapitałów i siły roboczej, ujednolicenie przepisów, zaś w perspektywie – prowadzenie wspólnej polityki walutowej i makroekonomicznej. Dwa lata wcześniej państwa-sygnatariusze podpisały umowę o stworzeniu unii celnej.

Kto zyskuje, a kto się musi podporządkować?
Każde z państw ma swoje powody, by dążyć do integracji. Oczywiste wydają się przesłanki, którymi kieruje się Federacja Rosyjska. EaUG ma szansę stać się projektem geopolitycznym, dzięki któremu odbuduje ona swą polityczną i gospodarczą potęgę utraconą po rozpadzie Związku Radzieckiego. Celem rosyjskiej propozycji pogłębienia integracji gospodarczej na obszarze postradzieckim jest także uniemożliwienie poszczególnym państwom podjęcia bliższej współpracy z Unią Europejską i wzięcia udziału w alternatywnych wobec rosyjskich projektach integracyjnych.
Poza politycznymi, jest też cały szereg korzyści gospodarczych: Rosja – największa gospodarka rejonu postsowieckiego – zyskuje swobodniejszy dostęp do rynków zbytu na swoje towary. Już prowadzone od 2010 r. harmonizowanie przepisów celnych Rosji, Białorusi i Kazachstanu oznaczało dostosowanie się Białorusi i Kazachstanu do rosyjskich stawek. Składając podpis pod umową Aleksandr Łukaszenka entuzjastycznie zapowiedział, że zacieśnianie współpracy (przede wszystkim w ramach Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej) przyniesie korzyści wszystkim trzem państwom. „Od dziś odchodzą w niebyt te wszystkie wojny mleczne, cukrowe i inne” – powiedział, nawiązując do wybuchających z regularnością w ostatnich latach sporów Białorusi z Rosją, które prowadziły do zamykania rosyjskiego rynku dla niektórych białoruskich produktów, co z kolei skutecznie skłaniało A. Łukaszenkę do ustępstw na rzecz sąsiada. A. Łukaszenka może mieć nadzieję, że pogłębianie unii celnej ograniczy możliwość wystąpienia w przyszłości podobnych sytuacji.
Podstawowym argumentem dla białoruskiego udziału w EaUG jest możliwość finansowania Białorusi przez Fundusz Eurazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. Pieniądze przekazywane są w transzach. Pierwsza została wypłacona w czerwcu 2011 r. i wyniosła 800 mln USD. Pieniądze są Białorusi potrzebne, gdyż w budżecie nadal brakuje setek milionów dolarów. Wprawdzie władze nie przewidziały deficytu na 2013 r. (wydatki i dochody skonsolidowanego budżetu mają wynieść po 197 bln BYR, czyli 23,2 mld USD), to pamiętajmy, że i w 2011 r., i w 2012 r. Białoruś zawarła umowy z Rosją, które pomogły w spłacie deficytu rachunku bieżącego oraz zadłużenia zagranicznego. Gdyby nie one, kraj mógłby zbliżyć się do bankructwa. Finansowanie ze źródeł zachodnich jest praktycznie niemożliwe – wymogi kredytowe stawiane przez podmioty z Europy Zachodniej są zbyt wyśrubowane jak na białoruskie możliwości. Wydaje się zresztą, że stawiając na współpracę z Rosją w ramach EaWG A. Łukaszenka dał Zachodowi wyraźny sygnał, że nie jest zainteresowany kooperacją, wskazał na kierunek, w którym jego kraj będzie podążał. To była cała sekwencja zdarzeń – coraz śmielej nawiązywane kontakty z Zachodem, rozmowy z Unią Europejską, obietnica powolnego wprowadzania reform mających na calu demokratyzowanie kraju – i to wszystko zostało przerwane decyzją A. Łukaszenki, że jednak warunki Zachodu są dla niego nie do zaakceptowania. W tym czasie miało miejsce wydalenie ambasadorów Polski i Unii Europejskiej (luty 2012 r.), co spowodowało napięcie między Białorusią a UE (podobnie duże napięcie było efektem spacyfikowania opozycji po wyborach w 2010 r.).
A. Łukaszenka postawił wszystko na jedną kartę, czyli na współpracę z Rosją – bezpośrednio lub w ramach tworzonych coraz intensywniej międzynarodowych struktur i porozumień o współpracy.

Strategia Łukaszenki
Rosja podejmuje kroki, aby odbudować swą mocarstwowość w regionie. Aby wywrzeć presję na sąsiadach, jest w stanie odwoływać się do argumentów nie tylko merytorycznych, ale i siłowych (wspieranie separatystów w Abchazji, Osetii Południowej, Górskim Karabachu), a nawet prowokacji. Wobec Białorusi nie musi uciekać się do tak daleko idących sposobów; Białoruś nie ma możliwości rozwijania się bez Rosji i musi tę rosyjską obecność zaakceptować. Jest od niej zbyt uzależniona i to uzależnienie pogłębia się z każdym rokiem i z każdym kolejnym porozumieniem o współpracy, unią czy kolejną powołaną wspólnotą gospodarczą.
Próby reintegracji przestrzeni postsowieckiej pod egidą Rosji pokazały jasny podział państw regionu ze względu na ich zaangażowanie w proponowane przez Rosję projekty. Do największych oponentów inicjatyw rosyjskich należą Gruzja (z obawy przed kolejnymi próbami podporządkowania jej sobie przez Rosję, w tym siłowymi), Ukraina (próbuje zachować równowagę między współpracą z Rosją i Unią Europejską), Azerbejdżan (rozwija się na tyle dobrze, że nie potrzebuje parasola ochronnego roztaczanego nad nim przez Rosję) i Mołdawia (po latach faktycznej zależności od Rosji próbuje samodzielnie budować swoją pozycję i gospodarczą). Wszystkie one obawiają się, że Rosja, rozwijając swoje projekty, będzie próbowała, choć w ograniczonym stopniu, je do nich wciągnąć lub co najmniej ograniczy sferę samodzielności tych państw. Najbardziej zainteresowane taką formą „sterowanej” integracji są Kazachstan i Białoruś. O ile jednak zachęcenie do integracji bogatego i dobrze rozwijającego się Kazachstanu wymaga zagwarantowaniu mu wymiernych korzyści, to przekonanie do swych racji Białorusi jest proste (i mało kosztowne), gdyż jej pozycja negocjacyjna jest niska. Od początku prezydentury W. Putina Rosja zwiększa wpływy na Białorusi poprzez wykorzystanie jej uzależnienia gospodarczego od Rosji.
Białoruś nie zgłasza sprzeciwu wobec angażowania jej w kolejne programy mające na celu integrację obszaru postradzieckiego, oficjalnie – przyjmuje to wręcz entuzjastycznie. Po pierwsze, sprzeciw Białorusi tak naprawdę nie interesuje Rosji, która ma metody, by umieścić Białoruś w każdym programie i projekcie, który będzie chciała przeprowadzić. Po drugie – Białoruś zarządzana jest przez ludzi, którzy krótkowzrocznie patrzą na gospodarkę i politykę. Podejmując decyzje, nie biorą oni pod uwagę konsekwencji, jakie ich decyzje będą miały za kilka lat, nie mówiąc już o dłuższej perspektywie.
Czy A. Łukaszenka w ogóle ma strategię dotyczącą uczestnictwa w projektach Rosji? Budowanie strategii wymaga dokonania analiz, rozpatrzenia wielu stanowisk, a na tak mało istotnych rzeczach reżim się nie koncentruje. Białoruś łatwo godzi się na udział w rosyjskich projektach, co nie oznacza, że automatycznie angażuje się w nie. Najwyraźniej uznając, że nie ma wiele do stracenia, celowo nie stosuje się do pewnych reguł i procedur, a niesubordynacja wcale nie musi następnie spotkać się z jakimikolwiek sankcjami. Przykładem tego jest otrzymanie transz kredytu z Funduszu Eurazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. Białoruś nie spełniła wymogów uprawniających do jego otrzymania (przeprowadzenie prywatyzacji), a jednak kredyt otrzymała. Przez zagranicznych obserwatorów zostało to potraktowane w kategoriach nagrody za lojalność. Stronie rosyjskiej zależało oczywiście na sprywatyzowaniu białoruskich przedsiębiorstw zgodnie z postanowieniami umowy, lecz nie dokonanie tego też nie rzutuje na rosyjskie interesy (to rosyjskie podmioty miały stać się wspólnikami sprywatyzowanych spółek). Nic nie stoi na przeszkodzie, by warunek ten został spełniony w późniejszym terminie; od dokonania prywatyzacji Rosja może uzależnić przyznanie kolejnych preferencyjnych kredytów czy obniżenie ceny dostarczanych surowców.
Wiadomo, że żadne państwo nie może działać w próżni. Integracja z państwami Unii Europejskiej nie wchodzi w grę, Białoruś nie jest gotowa na spełnienie warunków, od których zależy nawiązanie bliskich relacji politycznych i gospodarczych. Jedyną możliwość współpracy oferuje Rosja – i z tego Białoruś zrezygnować nie może, choćby wiązało się to z koniecznością uczestnictwa w projektach reintegracyjnych.
Także Rosja potrzebuje przyjacielskich gestów ze strony białoruskiego przywódcy. Bez tego nie sposób przekonać reszty świata, że we wschodniej Europie zachodzą istotne procesy integracyjne. Gdyby W. Putin musiał przymuszać A. Łukaszenkę do integracji, za granicą powstałoby wrażenie, że powstające twory polityczne to tylko fasada. W styczniu 2012 r. W. Putin powiedział, że A. Łukaszenka jest gwarantem integracji dwóch państw, na którą nie wpłynie wewnętrzna sytuacja na Białorusi. Tak naprawdę akceptująca postawa Białorusi jest gwarantem tego, że zachodni komentatorzy w ogóle uznają, że kolejny projekt wart jest skomentowania.

Oczekiwania Białorusi
Białoruś przede wszystkim oczekuje bezpośredniej pomocy materialnej – najlepiej kredytów na preferencyjnych warunkach. Nie jest skłonna spełniać wymogów, od których ich przyznanie było wcześniej uzależniane (nie dokonała prywatyzacji przedsiębiorstw powołując się na to, że społeczeństwo nie jest na takie kroki gotowe), wobec tego oczekuje, że instytucje udzielające kredytów (np. Fundusz EaWG) nie będą trzymały się sztywno przepisów. Wobec fatalnej sytuacji gospodarczej Białorusi, kwoty te będą musiały być znaczące, a kredyty przyznawane w sposób regularny.
Białoruś ma nadzieję, że współpraca w ramach organizacji integracyjnych raz na zawsze zakończy spory na tle dostawy gazu i innych produktów; oczekuje, że Rosja zaprzestanie nagłych i jednostronnych zmian warunków dostaw określonych towarów. Przez lata robiła to nagminnie, co doprowadziło do sytuacji, w której przykręcenie kurka czy zmiana warunków dostaw stały się normalnym narzędziem rosyjskiej polityki zagranicznej.
Przyszłość projektów integracyjnych jest niepewna (co wynika choćby z niechęci Kazachstanu do poszerzania zakresu obszarów objętych integracją), postanowienia jeszcze pewnie przez długi czas pozostaną tylko na papierze, więc jest za wcześnie, by przesądzać, że Białoruś mogłaby być zainteresowana pełnieniem określonych funkcji w EaUG. Białoruś (jak i Kazachstan) wolałyby, aby integracja obejmowała sferę gospodarczą, a nie polityczną, wobec czego nie zgłasza aspiracji do wskazania np. przewodniczącego Parlamentu Eurazjatyckiego czy innych instytucji.

Podsumowanie
Ceną za współpracę z Rosją mają być pieniądze i spokój. Pieniądze (kredyty, subsydia, zwolnienia podatkowe) – bo Białoruś od 2010 r. zmaga się z trudną sytuacją gospodarczą i bez rosyjskiej pomocy nie byłaby w stanie walczyć z inflacją, spłacić zagranicznego zadłużenia czy stymulować produkcji. Spokój – gdyż niemal praktyką stało się, że ilekroć pojawiały się spięcia na linii Mińsk-Moskwa, ta druga reagowała nerwowo ograniczaniem dostaw surowców, zamykaniem granic dla białoruskich produktów, wypowiadaniem strategicznych umów. Mająca słabą pozycję negocjacyjną Białoruś musiała się godzić na rosyjskie warunki, choć często były dla niej skrajnie niekorzystne.
Niewątpliwie Białoruś ma nadzieję, że udział w realizacji mocarstwowych ambicji Rosji sprawi, że ta bardziej będzie się liczyła z mniejszym sąsiadem – tym bardziej, że uczestnictwo Białorusi w projektach jest ważne ze względów wizerunkowych. Rosja musi przekonać obserwatorów do tego, że EaUG to przemyślany i poważny projekt, z którym należy się liczyć. Bez entuzjazmu ze strony Białorusi i jej uczestnictwa na pewno tego celu nie osiągnie.

Autor: Martyna Kośka jest sekretarzem redakcji wydawnictw Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego

Zdjęcie: Kremlin.ru