PULASKI POLICY PAPER – T.Otłowski: Consequences of Caliph Ibrahim’s Death—What’s Next for the Islamic State?

Autor foto: Domena publiczna

Konsekwencje śmierci kalifa Ibrahima – co dalej z Państwem Islamskim?

Konsekwencje śmierci kalifa Ibrahima – co dalej z Państwem Islamskim?

11 grudnia, 2019

Konsekwencje śmierci kalifa Ibrahima – co dalej z Państwem Islamskim?

PULASKI POLICY PAPER – T.Otłowski: Consequences of Caliph Ibrahim’s Death—What’s Next for the Islamic State?

Autor foto: Domena publiczna

Konsekwencje śmierci kalifa Ibrahima – co dalej z Państwem Islamskim?

Autor: Tomasz Otłowski

Opublikowano: 11 grudnia, 2019

Pułaski Policy Paper Nr 8, 2019. 11 grudnia 2019 r.

Śmierć Abu Bakra al-Bagdadiego – samozwańczego kalifa Ibrahima i lidera Państwa Islamskiego (IS), ukrywającego się w północnosyryjskiej prowincji Idlib niedaleko granicy z Turcją – skłoniła wielu obserwatorów do ogłoszenia przełomu w wojnie z kalifatem a nawet islamskim ekstremizmem w ogóle. Wydaje się jednak, że te optymistyczne wnioski są zdecydowanie przedwczesne. Charakter i specyfika struktury IS, a także wciąż duża atrakcyjność ideologiczna tego ruchu wskazują bowiem na niezwykłą żywotność Państwa Islamskiego i jego zdolność do funkcjonowania bez charyzmatycznego lidera, jakim był al-Bagdadi. Co więcej – fakt, iż kalif Ibrahim przez wiele miesięcy ukrywał się na terenach Syrii, kontrolowanych przez Turcję i wrogie wobec IS odłamy islamskich ekstremistów (powiązane z Al-Kaidą) rodzi szereg pytań o polityczne powiązania kalifatu i jego rolę w strategicznej grze, toczącej się od kilku lat w tym rejonie Bliskiego Wschodu.

Państwo Islamskie od początku budowane było jako ugrupowanie ściśle zhierarchizowane i scentralizowane. W każdej dziedzinie jego aktywności – począwszy od militarnej/wojskowej, przez polityczną, społeczno-ekonomiczną, aż do religijnej – istniała ścisła hierarchia złożona z niewielkiej ilości szczebli, gdzie na samym szczycie znajdował się emir (później, po powołaniu kalifatu, kalif), a niżej kolejni „urzędnicy” administracji terenowej i dowódcy polowi. Jako pomoc emirowi/kalifowi w konkretnych obszarach działania (wojskowość, podatki i gospodarka, prawo itp.) służyły niewielkie kolegialne ciała doradcze, zwane radami (szurami), złożone z najbliższych współpracowników lidera, cieszących się jego największym zaufaniem. Celem powołania takiej struktury było z jednej strony dążenie do zapewnienia sprawnego zarządzania zajętym przez IS terytorium, z drugiej zaś ograniczenie do minimum kręgu osób, mogących potencjalnie stanowić w przyszłości zagrożenie dla emira/kalifa. Także system decyzyjny w ramach Państwa Islamskiego był ściśle podporządkowany jego terytorialnemu charakterowi. Zasadnicze znaczenie miał podział na prowincje (wilajety), utworzone według kryterium historycznego i geograficznego na zajętych przez IS terenach Iraku i Syrii, a z biegiem czasu obejmujące także „zamorskie posiadłości” tej organizacji (w Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie, w Azji Południowo-Wschodniej). Ugrupowanie kierowane było niemalże jednoosobowo przez kalifa, który zlecał zadania najbardziej zaufanym współpracownikom, ci zaś przekazywali je na niższe szczeble organizacyjne, zarówno w ramach samej „centrali” kalifatu, jak i poszczególnych wilajetów. Te ostatnie miały względną autonomię decyzyjną jedynie w bieżących, podstawowych aspektach swego codziennego funkcjonowania. W kwestiach większej wagi decydowało słowo kalifa i jego namiestnika. Stanowiło to zasadniczą różnicę w stosunku do głównego rywala IS, czyli Al-Kaidy (AQ), której kierownictwo – nominalnie skupione w rękach przywódcy – od początku istnienia tego ugrupowania ma faktycznie charakter kolegialny, a jego lider nie podejmuje decyzji (zwłaszcza w kluczowych sprawach o strategicznym znaczeniu) samodzielnie, bez konsultacji z zastępcami, doradcami i członkami tzw. Najwyższej Rady. Tymczasem Państwo Islamskie, ze względu na faktycznie jednoosobowe kierownictwo, nie doceniało – przynajmniej w terytorialnej fazie swego istnienia – wagi i znaczenia struktur doradczych i ciał kolegialnych. Sytuacja ta zaczęła się zmieniać dopiero ok. 2017 roku, wraz ze schyłkiem kilkuletniego okresu terytorialnej „państwowości” kalifatu. Nawet i w takim momencie wszelkie szury i komitety w ramach centrali IS w Lewancie wciąż miały jednak mocno szczątkowy charakter i ograniczone kompetencje, a ich polityczne znaczenie było niewiele więcej niż symboliczne.

Kalifat IS budowany był pieczołowicie według wzorców organizacyjnych i strukturalnych zaczerpniętych z historii pierwszych organizmów państwowych wczesnego islamu. Tak jak pierwotna umma przeżyła poważny wstrząs i częściowy rozpad po śmierci Mahometa, tak i obecny twór Państwa Islamskiego okazał się być nieprzygotowanym na nagłe zniknięcie swego lidera w roku 2017. Nie ulega bowiem wątpliwości, że problemy z funkcjonowaniem systemu decyzyjnego i kierowania zaczęły się dla kalifatu IS już dwa lata temu, a więc na długo przed śmiercią al-Bagdadiego. Przyczyną tych kłopotów była przede wszystkim utrata przez kalifat jego terytorium w Lewancie, co wymusiło konieczność ciągłego ukrywania się kalifa i tym samym pozbawiło go faktycznej władzy nad resztkami dominium Państwa Islamskiego. Przez minione dwa lata kalif w rzeczywistości nie kierował więc aktywnością IS w Lewancie, ani tym bardziej jego prowincjami w innych częściach świata. Jego pozycja ograniczyła się do roli symbolu – bohatera zagrzewającego do walki miliony zwolenników IS na całym globie. Przypominało to sytuację, w jakiej znalazł się Osama bin Laden w ostatnich latach swego życia.

Upadek centrali kalifatu i jego „państwa” w Lewancie oraz wymuszone tymi faktami zmiany w sposobie kierowania organizacją sprawiły, że prowincje IS powstałe poza obszarem iracko-syryjskim uzyskały nieoczekiwanie bardzo dużą samodzielność, szczególnie w wymiarze ich bieżącej działalności operacyjnej. Z perspektywy regionalnych odgałęzień IS była to istna rewolucja, bowiem wiele z nich (np. Libia, Synaj, Chorasan) zostało odgórnie założonych przez centralę kalifatu, a na ich czele stali zaufani emisariusze z Lewantu, namaszczeni i wysłani przez samego kalifa. Jednak również i te spośród wilajetów kalifatu, które na długo przed wstąpieniem do IS działały jako lokalne grupy islamistyczne (jak np. Boko Haram w Nigerii czy Abu Sajef na Filipinach), dzisiaj zyskują nowe możliwości działania dzięki wpisywaniu się w dziedzictwo i symbolikę kalifatu IS.

Szybka emancypacja prowincji kalifatu, w połączeniu z marginalnym znaczeniem kolegialnych struktur doradczych/kierowniczych w IS, stanowi obecnie największe zagrożenie dla ideologiczno-programowej spójności tej organizacji. Sprawa sukcesji po kalifie Ibrahimie jest tego najlepszym przykładem. Choć już w kilka dni po śmierci al-Bagdadiego Państwo Islamskie oficjalnie poinformowało o wyłonieniu nowego kalifa (został nim Abu Ibrahim al-Haszimi al-Kurajszi, główny „ekspert” od szariatu w IS), to nie jest do końca pewne, czy był on wcześniej oficjalnie wskazany przez al-Bagdadiego jako jego następca. Nawet jeśli wybór nowego kalifa dokonany został zgodnie z testamentem al-Bagdadiego, nie oznacza to, iż al-Kurajszi zostanie bez problemów zaakceptowany przez wszystkie regionalne struktury IS. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że jego wybór może zostać zakwestionowany przez część „zamorskich” prowincji kalifatu, których przedstawiciele nie uczestniczyli w podejmowaniu decyzji o powołaniu nowego lidera. Rozpad dotychczasowej hierarchicznej struktury IS i uzyskanie faktycznej niezależności przez wiele wilajetów sprawił bowiem, że wzrosły też ich polityczne apetyty na odgrywanie przez nie większej roli w łonie kalifatu. Wszystko to nakłada się na istniejące od dawna animozje i tarcia między centralą kalifatu, zdominowaną przez Arabów z Iraku, Syrii i Egiptu a tymi prowincjami, w których szeregach dominują inne nacje (np. z Afryki Zachodniej czy Azji Południowej i Południowo-Wschodniej). Sytuacja ta tworzy dodatkowe pola konfliktów i napięć wewnątrz szeroko rozumianych struktur Państwa Islamskiego, osłabiając ich spójność w obliczu wyzwań po utracie terytorium w Lewancie i śmierci Ibrahima.

Obecnie Państwo Islamskie upodabnia się organizacyjnie i strukturalnie do konkurencyjnej Al-Kaidy. Zakrawa to na swoisty paradoks, bowiem IS od początku powstawało jako zdeklarowane przeciwieństwo AQ, tak w sensie ideowo-programowym, jak i organizacyjno-strukturalnym. Teraz okazuje się, że to Osama bin Laden miał jednak rację, zarówno co do kształtu stworzonej przez siebie organizacji, jak też jej programu oraz stosunku do idei powołania kalifatu. Warto odnotować, że Al-Kaida też przeszła swego czasu podobny proces, co IS w ostatnich dwóch latach. Po rozbiciu zaplecza logistyczno-organizacyjnego AQ w Afganistanie (przełom lat 2001-2002), ugrupowanie to zeszło do podziemia i radykalnie zmieniło swój model działania. Z jednolitej, elitarnej i w dużej mierze kadrowej organizacji Al-Kaida przekształciła się wtedy w luźną „chmurę” struktur spajanych jedynie wspólną wizją doktrynalno-ideologiczną oraz ślepą lojalnością wobec lidera AQ. Al-Kaida zbudowała swój globalny sukces stawiając na synergiczny efekt połączenia pod własną „marką” dziesiątek niezależnych od siebie (organizacyjnie i strukturalnie) grup islamistycznych z różnych regionów świata.

Wiele wskazuje na to, iż tą samą drogą pójdzie Państwo Islamskie. Jego prowincje, zwłaszcza te „zamorskie”, stały się już w istocie niezależnymi strukturami operującymi na własny rachunek, choć w ramach ideologii i strategii IS. Prócz tego łączy je oczywiście wspólna historia w ramach terytorialnego kalifatu („państwa islamskiego”), a także przyjęta w IS metodologia działań oraz odniesienie do rywalizacji z AQ.

Ten ostatni element coraz wyraźniej staje się też jednym z głównych czynników napędzających rozwój struktur IS w tych miejscach (Lewant, Jemen, Afryka Zachodnia, Maghreb, region afgańsko-pakistański, Azja Południowo-Wschodnia), gdzie stykają się one bezpośrednio – i ścierają – z komórkami konkurencyjnej Al-Kaidy. Równocześnie zaobserwować można nabierający intensywności swoisty wyścig pomiędzy IS a AQ o pozyskanie zwolenników i rozszerzenie wpływów w tych regionach świata, w których oddziaływanie radykalnego islamu było dotychczas relatywnie niewielkie lub nie istniało w ogóle. To nie tylko Afryka (Kenia, Tanzania, Niger), ale też Azja Południowa (m.in. Sri Lanka czy Malediwy) i Południowo-Wschodnia (Bangladesz, Mjanma, Tajlandia). Wbrew opiniom wielu ekspertów wydaje się, że ta rywalizacja nie osłabia globalnego ruchu dżihadu, ale wręcz przeciwnie – zdaje się go stymulować i sprawia, że zasięg jego oddziaływania szybko się zwiększa.

Wsparcie zewnętrzne

Państwo Islamskie utrzymuje swą pozycję w ruchu dżihadu również dzięki wsparciu ze strony zewnętrznych sponsorów i patronów, z których część ma być może państwowy charakter. Wraz z upływem czasu coraz więcej faktów i danych wskazuje bowiem, że ani samo pojawienie się Państwa Islamskiego, ani też jego błyskawiczne i oszałamiające sukcesy zwieńczone powołaniem kalifatu latem 2014 roku oraz późniejsze trwanie pomimo klęsk w Lewancie – nie były dziełem przypadku. O ile samo zagarnięcie w istocie „bezpańskiego” terytorium w Syrii i Iraku, zbliżonego wielkością do obszaru Wielkiej Brytanii, mieści się jeszcze w zakresie możliwości nieregularnych sił partyzanckich w sprzyjających warunkach wojny domowej, o tyle czym innym jest utrzymanie tego terenu i sprawne zarządzanie nim przez kilka lat. Zwłaszcza, gdy w grę wchodzi np. niczym niezakłócony przemyt dziesiątek tysięcy baryłek ropy naftowej dziennie do sąsiedniej Turcji oraz operowanie flotą tysięcy nowych pick-up’ów, na miejscu w Lewancie przerobionych na bojowe pojazdy typu „technical”. W krótkiej acz burzliwej historii kalifatu IS wiele jest podobnych zagadkowych spraw, które każą dzisiaj zupełnie inaczej patrzeć na wydarzenia ostatnich lat w Iraku i Syrii. W 2011 roku ujawnienie miejsca pobytu poszukiwanego od dekady lidera Al-Kaidy – ukrywającego się w pakistańskim Abbottabadzie tuż obok największej akademii wojskowej tego kraju – wymusiło pytania o rolę władz Pakistanu w całej sytuacji. Podobnie w przypadku lidera IS – i jego miejsca ukrycia: w miejscowości Barisza na północy Syrii, zaledwie kilka kilometrów od granicy z Turcją – analogiczne pytania można skierować wobec władz w Ankarze. Część Syrii, położoną na północy prowincji Idlib, w której przez wiele miesięcy ukrywał się al-Bagdadi, można określić jako turecki protektorat, podlegający bezpośredniej kontroli Ankary już od sierpnia 2016 roku. Oprócz zorganizowanej, wyszkolonej i nadzorowanej przez Turków Syryjskiej Armii Narodowej (SNA), liczącej ok. 25 tys. bojowników, w regionie tym operują także silne sunnickie ugrupowania islamistyczne, znajdujące się pod polityczną i organizacyjną kontrolą Ankary, w tym zwłaszcza Ahrar asz-Szam oraz nieformalnie powiązana z Al-Kaidą grupa Tanzim Hurras al-Din. To właśnie ta organizacja miała bezpośrednio ochraniać (za wynagrodzeniem) ukrywającego się na jej terenie lidera IS. Pytaniem bez odpowiedzi pozostaje, w jaki sposób najbardziej poszukiwany terrorysta świata był w stanie dostać się na północ Syrii i przez wiele miesięcy ukrywać się tam pod bokiem tureckiej armii i służb wywiadowczych oraz ich syryjskich sprzymierzeńców.  Równie intrygujący jest fakt, że Amerykanie – ponoć już latem 2019 roku znający miejsce pobytu kalifa – zdecydowali się na operację jego zatrzymania/eliminacji dopiero pod koniec października. Może to skłaniać do wniosków, iż faktycznie decyzja o wkroczeniu do obozu w Bariszy zapadła nagle, a chodziło w niej głównie o poprawę wizerunku Stanów Zjednoczonych, nadszarpniętego zaskakującą decyzją prezydenta Donalda Trumpa o wycofaniu sił USA z Syrii i pozostawieniu tamtejszych Kurdów bez wsparcia w obliczu tureckiej ofensywy. Bez względu na okoliczności jest co najmniej zastanawiającym fakt, iż lider najbardziej zbrodniczej struktury terrorystycznej świata skutecznie ukrywa się miesiącami na terenach północnej Syrii, kontrolowanych przez Turcję (członka NATO i koalicji antyterrorystycznej), kupując sobie ochronę u ugrupowania powiązanego z Al-Kaidą, czyli największym rywalem jego własnej organizacji. Do tego dochodzą jeszcze informacje o sponsorowaniu Hurras al-Din przez Katar i Zjednoczone Emiraty Arabskie, a także doniesienia o związkach tego ugrupowania z irackimi formacjami antyrządowymi, tworzonymi przez kadry dawnej armii Saddama Hussajna.

Podsumowanie i wnioski:

1. Śmierć Abu Bakra al-Bagdadiego to w ostatnich miesiącach kolejny (po eliminacji we wrześniu 2019 r. Asima Umara, lidera Al-Kaidy Subkontynentu Indyjskiego, AQIS) przykład skutecznego zastosowania tzw. strategii dekapitacyjnej. U jej podstaw tkwi założenie, że selektywna, precyzyjna eliminacja kolejnych kluczowych liderów struktur dżihadystycznych wpływa destrukcyjnie na ich funkcjonowanie. Jej realne efekty są jednak co najmniej dalekie od oczekiwanych. Trudno się temu dziwić, siła radykalnego islamu nie tkwi bowiem w poszczególnych ludziach – liderach niezliczonych grup dżihadystycznych – ale w jego ideologicznym, propagandowym, a nawet wprost duchowym (religijnym) oddziaływaniu na rzesze muzułmanów.

2. Nie należy oczekiwać, że eliminacja kalifa Ibrahima doprowadzi do likwidacji Państwa Islamskiego lub też wpłynie niekorzystnie na jego funkcjonowanie, osłabiając tę organizację i dezorganizując jej aktywność, szczególnie na Zachodzie. Warto pamiętać, że również eliminacja Osamy bin Ladena w maju 2011 roku nie zlikwidowała Al-Kaidy i nie osłabiła jej.

3. Od dwóch lat Abu Bakr al-Bagdadi był już głównie symbolem nowej generacji dżihadu, bardziej nieprzejednanej i agresywnej niż Al-Kaida. Do tego ograniczała się jego rola po likwidacji terytorialnego wymiaru “ islamskiego państwa” IS w Lewancie. W tym sensie śmierć kalifa także ma wymiar głównie symboliczny i nie wpłynie w istotny sposób na codzienne funkcjonowanie resztek kalifatu.

4. Szybki wybór następcy kalifa Ibrahima miał pokazać siłę organizacji i sprawność jej struktur decyzyjnych. Nowy kalif musi się jednak zmierzyć z nową rzeczywistością swego ugrupowania, które stało się w istocie federacją kilkunastu odrębnych organizacyjnie (i geograficznie) grup islamistycznych, o różnej specyfice i realiach obszaru ich działania. Od jego działań w najbliższym czasie zależy, czy uzyska posłuch lokalnych liderów, kierujących obecnie „prowincjami” IS w różnych częściach globu. Istnieje ryzyko, że część spośród emirów najsilniejszych wilajetów IS (m.in. Chorasan, Afryka Zachodnia, Jemen), może zechcieć zakwestionować przywództwo nowego kalifa al-Kurajsziego, choćby w celu próby przełamania dotychczasowego monopolu Arabów z Lewantu w strukturach kierowniczych IS.

5. Niezależnie od wyzwań organizacyjnych i strukturalnych, stojących przed Państwem Islamskim, kalifat w jego wydaniu coraz wyraźniej stawać się będzie przede wszystkim ideą i koncepcją ideologiczno-polityczną, a więc ponadterytorialną, ponadczasową i tym samym nieśmiertelną – przynajmniej tak długo, jak długo znajdą się fanatycy religijni, chcący ją akceptować i wcielać w życie, nawet za cenę ich własnego życia. Tych zaś z pewnością nie zabraknie, idea powrotu islamu do pierwotnych korzeni jest bowiem czymś, co wciąż jest niezwykle atrakcyjne dla wielu wyznawców tej religii.

6. Tym samym teza o rychłym końcu kalifatu i przełomie w wojnie z islamskim terroryzmem jest zdecydowanie nieuzasadniona. W rzeczywistości bowiem świat staje wobec całkowicie nowej jakościowo sytuacji, w której zamiast jednego kalifatu, centralnie zarządzanego przez charyzmatycznego i mającego posłuch kalifa, pojawiło się co najmniej kilka mniejszych, ale silnych kalifatów. Te prowincje pierwotnego kalifatu IS stały się obecnie autonomicznymi ośrodkami ekstremistycznymi, odwołującymi się do tradycji Państwa Islamskiego i jego spuścizny, ale działającymi de facto na własny rachunek. Sprawia to, że wojna z islamskim ekstremizmem i terroryzmem wkracza w nowy etap i z pewnością nie skończy się szybko, tym bardziej, że jak się okazuje wiele państw zainteresowanych jest w jej podsycaniu.

Autor: Tomasz Otłowski, Senior Fellow w Programie Bezpieczeństwo i Obronność Fundacji im Kazimierza Pułaskiego

Zdjęcie: Mahmoud Bali (VOA, Public Domain