Wojna domowa w Jemenie a geopolityka regionu bliskowschodniego
Autor: Tomasz Otłowski
Opublikowano: 15 maja, 2015
Pierwsze miesiące 2015 roku obfitowały w wydarzenia, które znacząco pogorszyły i tak już napięte relacje szyicko-sunnickie. Taki stan rzeczy pośrednio przyczynił się również do dalszego zaostrzenia relacji między roszczącym sobie pretensje do bycia patronem wszystkich szyitów Iranem a Arabią Saudyjską, mającą podobne ambicje w odniesieniu do sunnitów. Do katalogu miejsc i regionów, w których rywalizacja szyicko-sunnicka (oraz pośrednio irańsko-saudyjska) nabrała już charakteru otwartej zbrojnej konfrontacji – takich jak Syria czy Irak – doszedł obecnie również Jemen, w którym jesienią 2014 roku nastąpiło gwałtowne pogorszenie sytuacji politycznej i bezpieczeństwa. A wszystko to w okresie, gdy ważyły się losy porozumienia w sprawie irańskiego programu jądrowego, negocjowanego pod auspicjami grupy „P 5+1” (stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ oraz Niemcy), który to aspekt całkowicie przesłonił Zachodowi inne obszary aktywności Islamskiej Republiki Iranu w szeroko ujętym regionie bliskowschodnim.
Nagłe i niespodziewane (bo mające miejsce po kilkunastu miesiącach, jak się wydawało, skutecznych wysiłków na rzecz zawarcia kompromisu politycznego) załamanie sytuacji wewnętrznej w Jemenie – zepchnęło ten kraj w odmęty otwartej wojny domowej. Tym samym to, czego udało się uniknąć w „gorących” miesiącach politycznego przesilenia w 2011 roku (podczas jemeńskiej odsłony „arabskiej wiosny”), ostatecznie stało się jednak udziałem Jemenu i jego mieszkańców wiosną 2015 roku. Wpływ na tak znaczące pogorszenie sytuacji w tym kraju miały zarówno czynniki związane z dynamiką jego wewnętrznych procesów społeczno-politycznych, jak też elementy o charakterze zewnętrznym, związane z rozwojem wydarzeń w regionie bliskowschodnim w ostatnich kilkunastu miesiącach.
Podzielony kraj — geneza konfliktu
Przyczyny dzisiejszego konfliktu sięgają początków zjednoczonego Jemenu, powstałego w 1990 roku z połączenia dwóch odrębnych wcześniej państw jemeńskich. Północ i Południe nigdy nie zrosły się w jeden silny i spójny organizm państwowy i polityczny. Wpływ miały na to zarówno różnice potencjałów ekonomicznych, jak i czynniki natury społeczno-politycznej, z dominującym elementem silnie rozwiniętego systemu klanowego na czele. Dla utrwalenia się społeczno-politycznych podziałów w kraju nie bez znaczenia okazały się także kwestie wyznaniowe: Północ zdominowana jest przez szyitów, Południe zaś przez sunnitów. W efekcie tych wieloaspektowych różnic i sprzeczności, przez niemal cały okres istnienia zjednoczonego Jemenu wciąż silne były tendencje separatystyczne w regionach południowych, dodatkowo (od lat 90. XX wieku) wzmocnione przez aktywność Al-Kaidy. Północ z kolei mierzyć się musiała z narastającą radykalizacją szyickiego ruchu politycznego Ansar Allah (Stronnicy Boga), skupionego wokół wpływowego rodu Hutih. Jemeńscy szyici, wspierani politycznie i materialnie przez Islamską Republikę Iranu, w 2004 roku wywołali zbrojną rebelię przeciwko rządowi centralnemu. Militarna aktywność Hutih na północy destabilizowała w ciągu minionej dekady sytuację w Jemenie na równi z działaniami Al-Kaidy, podejmowanymi na południowym wschodzie kraju.
W 2011 roku, gdy społeczne protesty antyrządowe przerodziły się w krótkotrwałą rewoltę, wspartą przez część sił zbrojnych i elit politycznych, kraj stanął na krawędzi wojny domowej. Kryzys udało się zażegnać na początku 2012 roku poprzez dymisję dotychczasowego prezydenta, Alego Abdallaha Saleha (rządzącego krajem od 1990 roku) i opracowanie „mapy drogowej” procesu dochodzenia do politycznego kompromisu i pojednania narodowego. Alego Saleha (polityka wywodzącego się z północy i będącego szyitą) zastąpił na stanowisku prezydenta kraju sunnita z południa – Abd Rabbuh Mansur Hadi. Proces politycznej stabilizacji już na samym wstępie stanął jednak pod znakiem zapytania, bowiem przyjętych wtedy (m.in. dzięki mediacji państw arabskich) rozwiązań nie poparli ani Huti, ani też wiele wpływowych klanów z północy kraju, przeciwnych zmniejszeniu ich pozycji i roli w państwie po przejęciu władzy przez „ludzi z Południa”. Te polityczne przepychanki oznaczały w istocie faktyczne torpedowanie wysiłków na rzecz unormowania sytuacji w kraju. Ta zaś pogarszała się z każdym miesiącem, głównie za sprawą paraliżu i bezwładu władz państwa, rosnących podziałów politycznych oraz nasilającej się aktywności Al-Kaidy, korzystającej z chaosu w kraju.
Jak pokazały późniejsze wydarzenia, z odejściem ze stanowiska głowy państwa nie pogodził się także sam Ali Saleh. Były prezydent i jego klan wciąż posiadają duże wpływy w kraju, tak wśród elit politycznych, jak i w siłach zbrojnych (zwłaszcza w elitarnej Gwardii Republikańskiej). Saleh nie wahał się użyć swych wpływów i powiązań w celu ochrony interesów własnych oraz swych najbliższych współpracowników, subiektywnie i obiektywnie zagrożonych przez nowe władze. Jeszcze w 2012 roku próbował buntować przeciwko nowym władzom obsadzone przez swych zwolenników oddziały Gwardii Republikańskiej i armii, doprowadzając do faktycznego podziału tych formacji na przeciwne sobie frakcje, a w efekcie – do ich osłabienia. Ponownie jedynymi beneficjentami takiego obrotu wydarzeń byli z jednej strony radykalni szyiccy Huti, z drugiej zaś Al-Kaida. Na początku 2014 roku Saleh zawiązał nieformalny polityczny sojusz z ruchem Hutih, którzy wkrótce – dysponując materialnym i politycznym wsparciem Iranu – rozpoczęli kolejną rebelię. Tym razem ich ofensywa na południe nie napotkała większego oporu sił rządowych. Błyskawiczne sukcesy militarne Hutih, porównywane co do skali i tempa do równoczesnych postępów tzw. Państwa Islamskiego w Iraku, były w dużej mierze możliwe dzięki biernej postawie wielu jednostek jemeńskich sił zbrojnych, których oficerowie i żołnierze okazywali się zwolennikami Alego Saleha. Wiele jednostek – szczególnie gwardyjskich (swego czasu celowo tworzonych głównie z członków północnych szyickich klanów Jemenu, mających sprzyjać władzy Saleha i chronić ją) – teraz otwarcie i z bronią w ręku przeszło na stronę Hutih, wspierając ich ofensywę na stolicę kraju Sanę. Wraz z upadkiem władz centralnych i zajęciem stolicy przez Hutih, rozpad państwa na pro-szyicką północ i pro-sunnickie południe stał się faktem. Dalszy pochód szyitów na zdominowane przez sunnitów południe Jemenu i oblężenie przez nich wiosną 2015 roku Adenu – dawnej stolicy Jemenu Południowego – przyczyniły się do zaostrzenia walk, czyniąc nierealnymi wysiłki na rzecz pokojowego uregulowania konfliktu.
Nowa odsłona starego konfliktu
Tak burzliwy i niekorzystny rozwój wydarzeń w Jemenie nie byłby możliwy bez negatywnego oddziaływania szeregu czynników zewnętrznych, związanych z aktualną sytuacją międzynarodową. Najważniejszym z nich jest wspomniane już uwikłanie wewnętrznego sporu politycznego w Jemenie w tryby globalnego konfliktu między szyitami a sunnitami, wykorzystywanego instrumentalnie przez rywalizujące ze sobą regionalne mocarstwa – Iran i Arabię Saudyjską.
Podobny mechanizm w przypadku Syrii doprowadził do przekształcenia się wojny domowej w konflikt o de facto regionalnym zasięgu, z udziałem wielu zewnętrznych aktorów (państwowych i pozapaństwowych) oraz oddziałujący negatywnie na bezpieczeństwo całego otoczenia międzynarodowego. Obecnie istnieje duże ryzyko, że w przypadku Jemenu będzie podobnie. Już teraz szyicka koalicja Hutih i zwolenników Alego Saleha może liczyć na konkretną pomoc (w tym militarną) ze strony Iranu oraz jego sojuszników w regionie (Hezbollah, Erytrea). Druga strona politycznego sporu cieszy się natomiast poparciem (również wojskowym) arabskich państw sunnickich, także tych spoza najbliższego regionu (jak Egipt czy Sudan), skupionych wokół Arabii Saudyjskiej. Tym samym konflikt w Jemenie coraz bardziej przeistacza się w kolejny front wojny szyicko-sunnickiej.
Zarówno dla Teheranu, jak i Rijadu Jemen stanowi kolejne „pole bitwy” w ich długotrwałej konfrontacji o geopolityczny prymat na Bliskim Wschodzie. Pole tym istotniejsze, że położone w strategicznie ważnej części Półwyspu Arabskiego: w „miękkim podbrzuszu” Arabii Saudyjskiej oraz tuż przy Cieśninie Bab al-Mandab, między Morzem Czerwonym a Zatoką Adeńską, gdzie zbiegają się gęsto uczęszczane morskie szlaki handlowe łączące Europę z Azją Wschodnią. Trwała destabilizacja Jemenu oznaczałaby dla Królestwa Saudów znacznie większy problem, także natury ekonomicznej, niż np. chaos w Syrii, Libanie, a nawet Iraku. Poza tym przedłużająca się wojna w Jemenie w naturalny sposób rozpraszałaby uwagę Rijadu, wpływając na zmniejszenie jego aktywności w innych obszarach rywalizacji z Teheranem. Także militarne zaangażowanie się przez Arabię Saudyjską w konflikt jemeński, np. w celu przywrócenia władzy prezydenta Hadiego, znacznie osłabiłoby możliwości aktywnego działania Saudów w innych częściach regionu. Jak się wydaje, to właśnie uświadomienie sobie przez Saudyjczyków tego faktu sprawiło, że zainicjowana przez nich 25 marca 2015 roku operacja militarna o kryptonimie „Przełomowa Burza” (Asifat al-Hazm, ang. Decisive Storm) zakończyła się nagle już po miesiącu, bez osiągnięcia żadnego z zakładanych celów.
Dla Iranu utrzymanie Jemenu w stanie wewnętrznego wrzenia to nie tylko dogodna okazja do stworzenia kolejnego poważnego geopolitycznego problemu dla swoich regionalnych wrogów. To również autentyczna szansa na utrwalenie – a opcjonalnie także poszerzenie – zakresu własnego oddziaływania politycznego i ideologicznego w całym regionie. Iran, który nigdy nie zarzucił aksjomatu „eksportu” swojej islamskiej rewolucji, widzi w rozwoju sytuacji w Jemenie możliwość stworzenia kolejnego strategicznego „przyczółka”, który przyczyni się do promocji i realizacji irańskich interesów w regionie. To dlatego we wsparcie dla ruchu Hutih w Jemenie angażuje się bezpośrednio także libański Hezbollah, dla którego jest to już trzeci (po Syrii i Iraku) „front” walki z sunnitami. Gra toczy się o wysoką stawkę i wszelkie środki są w niej dozwolone.
Wnioski i rekomendacje:
- Zachód – zarówno Stany Zjednoczone, jak i Unia Europejska – musi zdawać sobie sprawę z regionalnych, międzynarodowych uwarunkowań obecnej sytuacji w Jemenie. Tak jak to miało miejsce w Syrii przed czterema laty, tak i dzisiaj w Jemenie rodzi się na naszych oczach konflikt pozornie tylko wynikający z wewnętrznych uwarunkowań politycznych kraju, którego bezpośrednio dotyczy. W istocie jednak mamy do czynienia z kolejną w tej części świata klasyczną wojną zastępczą (proxy war), toczoną między głównymi ośrodkami geopolitycznymi regionu: Iranem oraz Arabią Saudyjską.
- Doświadczenia sprzed czterech lat (czyli z pierwszego okresu wojny w Syrii) wskazują, że należy już teraz podjąć natychmiastowe, zdecydowane działania na rzecz zahamowania konfliktu w Jemenie. W przeciwnym razie istnieje poważne ryzyko, iż na obszarze bliskowschodnim pojawi się nowa, przewlekła i krwawa wojna, która tylko pozornie będzie konfliktem o charakterze wewnętrznym, a w istocie – starciem regionalnych mocarstw i aktorów pozapaństwowych (organizacji terrorystycznych), które w zdecydowanie negatywny sposób wpłynie na sytuację w całym regionie. Wbrew pozorom położenie geopolityczne Jemenu nie czyni go marginalnym podmiotem regionalnych stosunków międzynarodowych – chaos w tym państwie może mieć niekorzystny wpływ na bezpieczeństwo żeglugi po strategicznie ważnych szlakach morskich, będących najkrótszą drogą z Europy do Azji.
- Wspólnota międzynarodowa musi już teraz dołożyć wszelkich starań, aby zakończyć konflikt jemeński (lub co najmniej zmniejszyć jego intensywność). Aby tego dokonać, nie można jednak opowiadać się militarnie po jednej ze stron konfliktu – jak zdają się to robić obecnie Stany Zjednoczone – lecz wypracować mechanizmy uwzględniające interesy i strategie wszystkich zaangażowanych w ten konflikt stron.
- Należy podjąć wysiłki na rzecz wypracowania kompromisu i pojednania w ramach jemeńskiej sceny politycznej. Proces taki może toczyć się po auspicjami ONZ, ale może być też zainicjowany przez inne podmioty, np. Unię Europejską (we współpracy z Radą Państw Zatoki Perskiej, GCC) lub specjalnie sformowaną grupę zadaniową (np. „Przyjaciele Jemenu”).
- Z perspektywy Zachodu konieczność szybkiego ustabilizowania sytuacji w Jemenie to nie tylko kwestia uniknięcia kolejnej przewlekłej wojny na Bliskim Wschodzie destabilizującej sytuację bezpieczeństwa w najbliższym otoczeniu tego kraju. To także – a może przede wszystkim – stworzenie politycznych (strategicznych) i militarnych warunków, w których utrudniony zostanie dalszy rozwój struktur Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego (AQAP), mającej swe bazy w jemeńskim interiorze na południowym wschodzie tego kraju. Al-Kaida jest największym beneficjentem chaosu, pogłębiającego się w Jemenie. Umacnianie się struktur tej organizacji w Jemenie – wraz z równolegle obserwowanym procesem powstawania tam komórek tzw. Państwa Islamskiego – stanowią perspektywicznie największe wyzwanie i zagrożenie dla interesów szeroko pojętego Zachodu.
Autor: Tomasz Otłowski, Senior Fellow Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego