Nowa ofensywa islamistów na Zachodzie?
Autor: Tomasz Otłowski
Opublikowano: 19 lutego, 2015
Atak terrorystyczny o podłożu islamistycznym, do którego doszło w Kopenhadze w dn. 14 lutego br. to kolejny tego typu incydent w państwie zachodnioeuropejskim w ostatnich miesiącach. W niespełna półtora miesiąca po krwawym zamachu na redakcję satyrycznego tygodnika „Charlie Hebdo” w Paryżu, wydarzenia w stolicy Danii ponownie zwróciły uwagę zachodniej opinii publicznej na problem islamskiego ekstremizmu i terroryzmu. Warto odnotować, że atak w Paryżu był najkrwawszym incydentem terrorystycznym o podłożu islamistycznym w Europie od 2005 r., czyli od zamachów w Londynie, stanowiąc tym samym symboliczny koniec całej dekady względnego spokoju, kiedy to na Starym Kontynencie doszło do zaledwie kilku niewielkich w swej skali incydentów terrorystycznych z udziałem islamskich radykałów, m.in. w Glasgow (2007 r.), Sztokholmie (2010 r.) czy Frankfurcie nad Menem (2011 r.).
W skali szeroko rozumianego Zachodu ani niedawny atak w Kopenhadze, ani nawet zamach paryski nie stanowią jednak w minionym półroczu odosobnionego wydarzenia. Wręcz przeciwnie: można już mówić o całej serii podobnych incydentów terrorystycznych w wydaniu islamskich radykałów w krajach zachodnich. Rozpoczął ją zamach w Muzeum Żydowskim w Brukseli w maju 2014 r., później nastąpiły ataki w Ottawie (październik 2014 r.) i w Sydney (grudzień 2014 r.). W tym samym czasie zaobserwowano również intensyfikację działań islamskich ekstremistów w Izraelu, głównie w postaci aktów tzw. indywidualnego terroru. Także w wielu krajach zachodnich doszło w minionym półroczu do podobnych jednostkowych incydentów, które jednak oficjalnie nie zostały sklasyfikowane jako akty terroru. Incydenty te (jak np. w Dijon, gdzie w grudniu 2014 r. emigrant z Maghrebu potrącił samochodem 11 pieszych, krzycząc „Allahu Akbar”) w istocie miały jednak na celu zastraszenie lokalnych społeczności i wywołanie atmosfery zagrożenia, nosiły więc wszelkie znamiona klasycznego aktu terroru. Wydarzenia tego typu stanowią część niepokojącego trendu, jakim jest rosnąca radykalizacja postaw i brutalizacja zachowań tzw. „zwykłych” muzułmanów, żyjących w krajach Zachodu.
Zamach paryski i bardzo podobny co do charakteru atak w Danii powinny być przede wszystkim analizowane i postrzegane w szerszym kontekście aktywizacji ruchu dżihadu w państwach zachodnich. Przejawem tej wzmożonej aktywności są zresztą nie tylko skutecznie zrealizowane przez islamistów ataki i zamachy, ale też bliżej nieznana liczba operacji terrorystycznych, które zostały udaremnione przez służby specjalne państw zachodnich. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że w samej Europie Zachodniej (głównie w Wlk. Brytanii, Francji, RFN, Belgii, Holandii i krajach skandynawskich – a więc państwach, w których żyją duże społeczności muzułmańskie) w ostatnim półroczu rozbito kilkadziesiąt terrorystycznych spisków dżihadystycznych. Również służby amerykańskie zapobiegły w minionych miesiącach co najmniej kilkunastu atakom w USA o podłożu islamistycznym. Skala i rozmiary tych udaremnionych na Zachodzie operacji dżihadystycznych wahają się od amatorskich przygotowań, podejmowanych przez działających w pojedynkę islamskich „samotnych wilków”, aż po zaawansowane organizacyjnie akcje planowane i przygotowywane przez konspiracyjne komórki, często powiązane z międzynarodowymi strukturami islamistycznymi. Do jednych z największych tego typu spisków, udaremnionych ostatnio (styczeń 2015 r.) przez zachodnie służby, należą m.in. planowany przez brukselską komórkę Państwa Islamskiego (IS) zamach na terenie Belgii oraz zaawansowane przygotowania do ataków, czynione przez bliżej nieokreślone struktury islamskich radykałów w Niemczech. W najbliższych miesiącach należy spodziewać się kolejnych informacji o skutecznych operacjach antyterrorystycznych służb bezpieczeństwa w różnych krajach Zachodu.
Wzrost aktywności islamistów na Zachodzie stanowi element szerszego trendu, jakim jest wyraźnie zauważalna intensyfikacja działań ugrupowań dżihadystycznych i zwiększenie wpływów radykalnego islamu na całym świecie. Chociaż proces ten w pierwszym rzędzie dotyczy krajów i obszarów endemicznie należących do muzułmańskiego kręgu kulturowo-religijnego, jego częścią staje się także zauważalna aktywizacja islamistów w krajach, gdzie islam stanowi znaczącą mniejszość. Jedną z ważniejszych przyczyn takiego stanu rzeczy wydaje się powołanie w czerwcu 2014 r. do życia kalifatu, utworzonego na części terytoriów Syrii i Iraku przez organizację o nazwie „Państwo Islamskie” (wcześniej znaną jako Islamskie Państwo Iraku i Lewantu). Odtworzenie kalifatu – bytu „państwowego” nawiązującego wprost do tradycji, historii i „czystych” zasad pierwszych wieków islamu – dało nowy, zaskakująco silny impuls dla rozwoju całego ruchu dżihadu. Rzesze radykalnych muzułmanów na całym świecie zyskały obecnie „namacalny”, materialny powód dla swej walki w imię własnej religii – dotychczasowa walka w imię idei („świętej wojny”) zyskała nowy wymiar, ogniskujący się wokół konkretnego terytorium i zarządzającego nim określonego organizmu politycznego, realizującego marzenia i ideały milionów wiernych. Ten duchowo-religijny wymiar istnienia kalifatu w wydaniu Państwa Islamskiego i jego wpływ na postawę dużej części muzułmanów (także tych od pokoleń żyjących w państwach zachodnich) został niestety całkowicie niedoceniony przez Zachód, od wielu dekad podążający drogą laicyzacji i sekularyzacji.
Eskalacja aktywności islamistów na Zachodzie ma jednak także swe źródła w narastającej rywalizacji w łonie samego ruchu dżihadu między jego „starą gwardią”, uosabianą przez Al-Kaidę, a „nową generacją” reprezentowaną przez „Państwo Islamskie” i jego kalifat. IS, jako struktura bardziej prężna, operacyjnie i organizacyjnie skuteczniejsza, dysponująca większymi zasobami finansowymi oraz „odbudowująca” kalifat – staje się bardziej atrakcyjna także dla dotychczasowych członków i zwolenników Al-Kaidy. Świadczyć może o tym rosnąca rzesza ugrupowań, które jeszcze do niedawna ściśle współdziałały z Al-Kaidą, a obecnie przechodzą pod sztandary IS (są to m.in. Boko Haram, Ansar al-Szaria, Islamski Ruch Uzbekistanu czy część struktur talibów pakistańskich). Dowodem na rosnącą atrakcyjność IS może być również powołanie oficjalnych „zamorskich” prowincji kalifatu we wschodniej Libii (tzw. wilajet Barqa) i na Synaju, a także wyraźne oznaki obecności Państwa Islamskiego w Pakistanie i Afganistanie, a więc w niekwestionowanych dotychczas „matecznikach” Al-Kaidy. Organizacyjny i polityczny ferment narasta także w łonie oficjalnych „odgałęzień” Al-Kaidy, takich jak AQAP (Al-Kaida Półwyspu Arabskiego) czy AQIM (Al-Kaida Islamskiego Maghrebu). Ta ostatnia niemal przestała istnieć, gdy jesienią 2014 r. doszło w niej do rozłamu na tle stosunku tego ugrupowania do „Państwa Islamskiego” i idei kalifatu (część bojowników opuściła AQIM i założyła własną grupę – „Żołnierze Kalifatu”, podległą kalifatowi). Powołanie we wrześniu 2014 r. nowego regionalnego „odgałęzienia” Al-Kaidy na subkontynencie indyjskim (AQIS), jak na razie nie doprowadziło do poprawy strategicznego położenia tej organizacji.
Niezależnie jednak od sporów między Al-Kaidą a Państwem Islamskim (mających zresztą głównie charakter personalnej i ambicjonalnej rywalizacji ich liderów), obie organizacje kontynuują wysiłki na rzecz zwiększenia swej aktywności w krajach zachodnich. Co ciekawe, na szczeblu operacyjnym często dochodzi do współpracy między ludźmi i strukturami, formalnie podporządkowanym tym dwóm konkurencyjnym grupom. Dobrym przykładem takiej oddolnej współpracy była aktywność zamachowców z Paryża: bracia Kouachi, wykonawcy ataku na redakcję „Charlie Hebdo”, powiązani byli z AQAP (co potem oficjalnie potwierdzono w komunikacie tej grupy). Z kolei Amedy Coulibaly, który zaatakował sklep koszerny, działał jako członek IS. Odmienna formalna podległość organizacyjna tych ekstremistów nie przeszkodziła im w zgodnym współdziałaniu w ramach jednej komórki terrorystycznej: razem zaplanowali i przygotowali swoje ataki, wspólnie zakupili potrzebną broń i wyposażenie, razem wreszcie zostali „męczennikami”, ginąc w trakcie przeprowadzanej operacji. Warto zapamiętać ten schemat, może on być w najbliższej przyszłości powielany w innych miejscach i okolicznościach.
Wnioski
- Zamachy w Paryżu i Kopenhadze stanowią kontynuację serii ataków islamistycznych, jaką obserwuje się w krajach zachodnich od połowy 2014 roku. Wzrost liczby tych zamachów to z jednej strony efekt narastającej radykalizacji coraz szerszych rzesz żyjących na Zachodzie muzułmanów, a z drugiej rezultat aktywności osób i struktur powiązanych zwłaszcza z „Państwem Islamskim”, a wyszkolonych głównie na Bliskim Wschodzie. Widać też coraz wyraźniej, że przewagę w walce o „serca i umysły” muzułmanów na Zachodzie zdobywa kalif Ibrahim, który jeszcze latem 2014 r. wezwał do podjęcia „świętej wojny” przeciwko państwom zaangażowanym w zwalczanie kalifatu. W styczniu 2015 r. powołano nawet w IS specjalną komórkę („Brygadę im. Al-Awlakiego”), której zadaniem ma być organizacja ataków na Zachodzie.
- Eskalacja motywowanej islamistycznie przemocy na Zachodzie to potwierdzenie wcześniejszych obaw o skutki istnienia i nieskrępowanej działalności kalifatu. Nieskuteczna operacyjnie i strategicznie wojna z „Państwem Islamskim”, prowadzona przez międzynarodową koalicję od sierpnia 2014 r., daje kalifatowi swobodę manewru do przeniesienia części swych operacji poza najbliższe otoczenie międzynarodowe (np. do Afryki Północnej, Azji Południowej czy właśnie na Zachód).
- Od strony organizacyjnej, atak w Kopenhadze i wcześniejszy podobny zamach w Paryżu stanowią modelowy wręcz przykład nowego modus operandi islamistów, powiązanych głównie z IS. W przeciwieństwie do Al-Kaidy, „Państwo Islamskie” będzie stawiać na liczbę ataków i ich częstotliwość, a nie skalę (mierzoną dużą liczbą ofiar i charakterem zaatakowanego celu). Dżihadyści z kalifatu otwarcie nawołują w swej propagandzie właśnie do takiego „masowego dżihadu”, w którym liczy się nie tyle atrakcyjna medialnie liczba ofiar, co samo tempo i liczba poszczególnych ataków, dokonywanych przez małe grupy lub wręcz pojedynczych „samotnych wilków świętej wojny”). Taka, preferowana obecnie przez islamistów, taktyka jest przy tym niezwykle skuteczna, będąc trudną do wykrycia i udaremnienia przez służby.
- Eskalacja aktywności islamistów na Zachodzie mieć będzie także wymierne skutki polityczne, szczególnie w Europie. Pierwszym zwiastunem zmian politycznych, mających za swe tło i przyczynę wzrost zagrożenia ze strony radykalnego islamu, są oddolnie tworzone ruchy społeczne, takie jak HoGeSa czy PEGIDA w Niemczech. Innym elementem tego zagadnienia jest obserwowany w wielu państwach zachodnioeuropejskich wzrost poparcia dla partii i sił radykalnych, przeciwnych idei wielokulturowości Europy oraz opowiadających się za ograniczeniem napływu imigrantów i rewizją przysługujących im praw. Problem ten jest o tyle istotny, że w roku 2015 w wielu państwach europejskich, także tych dotkniętych bezpośrednio zjawiskiem muzułmańskiego ekstremizmu (jak Wielka Brytania, Dania, Hiszpania, Szwajcaria czy Portugalia) odbędą się wybory parlamentarne. Eskalacja islamskiego terroryzmu na Zachodzie może mieć istotny wpływ na rezultaty tych elekcji.
- Państwa zachodnie powinny zintensyfikować działania na rzecz likwidacji kalifatu i osłabienia „Państwa Islamskiego”, jako głównych źródeł obecnej eskalacji islamskiego ekstremizmu. Aktualnie prowadzona koalicyjna operacja militarna nie ma jednak szans sprostać temu zadaniu, niezbędne zatem wydaje się zmodyfikowanie strategii działania. Warta rozważenia w tym kontekście jest m.in. zmiana polityki Zachodu wobec tych sił i podmiotów w regionie bliskowschodnim, które mają rzeczywiste szanse na faktyczne zmniejszenie potencjału i oddziaływania kalifatu, jak władze w Damaszku czy Islamska Republika Iranu.
- Kraje zachodnie muszą usprawnić działania swych służb bezpieczeństwa w zakresie profilaktyki zagrożeń terrorystycznych, m.in. poprzez ściślejszą niż do tej pory wymianę informacji i danych wywiadowczych, tak na szczeblu wewnątrzkrajowym (między poszczególnymi instytucjami), jak i międzynarodowym (np. wspólnotowym). Jest to niezbędne wobec nowej taktyki stosowanej coraz częściej przez islamistów. W tym kontekście ważne jest zwłaszcza skuteczne monitorowanie osób wyjeżdżających w regiony objęte działaniami zorganizowanych struktur islamistycznych, a także tych, które stamtąd powracają.
- Zasady polityki imigracyjnej, a także asymilacyjnej w wielu państwach Zachodu wymagają rewizji i zmian (w kierunku uszczelnienia systemu wobec osób o radykalnych poglądach). Dotychczasowe regulacje w tym zakresie ewidentnie nie zdają egzaminu, przyczyniając się do wzrostu zagrożenia ze strony islamistów. Zaostrzenia wymaga także stosunek władz i służb państwowych do wszelkich czynników o potencjalnie ekstremistycznym charakterze i podtekście, jak osławione muzułmańskie „no go zones” w wielu europejskich miastach czy aktywność samozwańczych „policji szariackich”.
Autor: Tomasz Otłowski, Senior Fellow Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego
Zdjęcie: Kenan Šabanović