KOMENTARZ EKSPERCKI – W. Repetowicz: Relacje rosyjsko – tureckie: kooperacja i rywalizacja

Autor foto: Domena publiczna

KOMENTARZ EKSPERCKI – W. Repetowicz: Relacje rosyjsko – tureckie: kooperacja i rywalizacja

KOMENTARZ EKSPERCKI – W. Repetowicz: Relacje rosyjsko – tureckie: kooperacja i rywalizacja

9 lutego, 2021

KOMENTARZ EKSPERCKI – W. Repetowicz: Relacje rosyjsko – tureckie: kooperacja i rywalizacja

KOMENTARZ EKSPERCKI – W. Repetowicz: Relacje rosyjsko – tureckie: kooperacja i rywalizacja

Autor foto: Domena publiczna

KOMENTARZ EKSPERCKI – W. Repetowicz: Relacje rosyjsko – tureckie: kooperacja i rywalizacja

Autor: Witold Repetowicz

Opublikowano: 9 lutego, 2021

Wybór Joe Bidena na prezydenta USA będzie miał ogromny wpływ na relacje rosyjsko-tureckie, uniemożliwiając Turcji kontynuowanie polityki jednoczesnego czerpania korzyści z członkostwa w NATO oraz z układów z Rosją.

Początki współpracy rządu Recepa Tayyipa Erdogana z Moskwą sięgają 2009 r., ale ich gwałtowna intensyfikacja rozpoczęła się w połowie 2016 roku. Wtedy też relacje te nabrały wyraźnego charakteru transakcyjnego według modelu jednoczesnej współpracy i rywalizacji w różnych teatrach konfliktów. Prowadzenie takiej polityki przez Turcję było możliwe dzięki miękkiej postawie zarówno Unii Europejskiej, a także USA w okresie rządów Donalda Trumpa. Co najmniej od 2019 r. nasilała się jednak krytyka polityki ustępstw wobec Ankary (zwłaszcza w kręgach Partii Demokratycznej w USA). Stało się oczywiste, że teza jakoby twarda postawa wobec żądań tureckich „wpychała ją w ramiona Rosji” jest całkowicie nieprawdziwa. Wręcz przeciwnie, to ustępstwa zachęcały Turcję do stosowania polityki szantażu i żądania kolejnych koncesji wobec jej coraz bardziej asertywnej polityki.

Uwarunkowania stosunków rosyjsko-tureckich

Turcja może być przy tym wciąż ważnym sojusznikiem w ramach NATO, o ile zmieni swoją politykę. W przeciwnym razie z perspektywy USA będzie bardziej problemem aniżeli partnerem strategicznym. Turcja nie musi przy tym niczego tracić w wyniku takiej korekty, niemniej obecne nastroje nacjonalistyczne utrudniają jej dokonanie. Turcja ma też znacznie więcej do stracenia aniżeli USA czy Europa jeśli postawiona przed alternatywą Rosja albo NATO wybierze Rosję. Dla Rosji Turcja ma bowiem wartość póki jest ona w NATO. Opuszczenie Sojuszu przez Turcję byłoby sukcesem Kremla ale tym samym przestałaby ona być narzędziem rozbijania jedności NATO. Z Ankara nie mogłaby liczyć już na wsparcie Sojuszu w przypadku konfrontacji z Rosją.

Podstawowymi błędami percepcyjnymi odnoszącymi się do relacji rosyjsko-tureckich jest przyjmowanie jako aksjomat tezy, że współpraca między tymi dwoma państwami może mieć charakter wyłącznie taktyczny i przejściowy, gdyż historycznie zawsze były one wrogami mającymi również i teraz sprzeczne interesy geopolityczne. Tymczasem okres wojen Rosji z Imperium Osmańskim obejmuje ok. 200 lat i nie wyróżnia to specjalnie Rosji na tle innych państw europejskich. Ponadto geopolityczne interesy Imperium Osmańskiego były inne niż Republiki Tureckiej. Widać to choćby na przykładzie relacji obu państw na Kaukazie, który historycznie nigdy nie był przedmiotem konfliktów rosyjsko-osmańskich. Geopolityczne uwarunkowania tego regionu są dziś zupełnie inne niż w okresie wojen rosyjsko-osmańskich, a Imperium Osmańskie uzyskiwało czasową kontrolę nad nim wyłącznie przejściowo w wyniku wojen z Persją. Konflikt rosyjsko-osmański na froncie wschodnim toczył się w Armenii Zachodniej, nie na Kaukazie, a przyczyny wojen osmańsko-perskich związane były z uznawaniem perskiej dynastii Safawidów za heretyków i buntowników przeciwko władzy kalifa, którą to funkcję piastowali osmańscy sułtanowie. Z kolei wojny z wszystkimi państwami niemuzułmańskimi Imperium Osmańskie prowadziło w ramach doktryny nieustannego podboju motywowanego religijnie (dżihadu).

Tymczasem obecne relacje rosyjsko-tureckie na Kaukazie są historycznie ukształtowane przez sowiecko-turecki sojusz wymierzony przeciwko Zachodowi (zwycięskim państwom I wojny światowej). To właśnie traktaty zawarte między bolszewicką Rosja a rodzącą się Republiką Turecką w 1921 r. w Moskwie, a następnie w Karsie doprowadziły do obecnego ukształtowania granic państwowych na południowym Kaukazie. Warto przy tym zauważyć, że bolszewicka Rosja nie zajęła wówczas żadnych terenów należących przed I wojną światową do Imperium Osmańskiego. Co więcej, oddała Republice Tureckiej wszystkie tereny podbite przez Imperium Rosyjskie w wyniku wojen z Imperium Osmańskim, a także część terenów zdobytych przez nią w wyniku wojen z Persją (np. Igdir). Nie ma więc podstaw do zaistnienia sporu terytorialnego między Rosją a Turcją.

Układy z Turcją zdeterminowały również przebieg wewnętrznych granic między sowieckimi republikami Azerbejdżanu i Armenii, w tym przynależność Górskiego Karabachu oraz Nachiczewanu do Azerbejdżanu. Zainteresowanie Republiki Tureckiej południowym Kaukazem wynikało (i nadal wynika) z zupełnie innych przyczyn aniżeli miało to miejsce w okresie osmańskim tj. ze zrodzonej w okresie młodotureckim (koniec XIX w.) idei pantureckiego nacjonalizmu (nie mającej żadnego znaczenia w okresie osmańskim). Według tej doktryny Turcy i Azerowie to jeden naród, a wspólnota turkijska obejmuje również Kazachów, Kirgizów, Uzbeków, Turkmenów oraz Ujgurów.

W traktatach z 1921 r. Moskwa zgodziła się na zaspokojenie w znacznym stopniu pantureckich aspiracji Ankary. Powodem było uznanie zarówno przez Turcję jak i bolszewicką Rosję, że wyrugowanie wpływów Zachodu z Kaukazu jest wspólnym celem nadrzędnym obu państw, wobec którego aspiracje terytorialne czy ideologiczne (komunizm vs. panturkizm) mają drugorzędne znaczenie. Percepcja ta nie uległa przy tym znacznej zmianie. Rosja jest wprawdzie zaniepokojona utratą wpływów na Kaukazie Południowym, który jest dla niej ważny z kilku powodów (postrzegania go jako jej tradycyjne terytorium imperialne, możliwość oddziaływania na Iran, przecięcie szlaków handlowych, postrzeganie Ormian jako zasobów demograficznych), ale to nie Turcja jest dla niej głównym zagrożeniem lecz Zachód i wiązane z Zachodem procesy demokratyzacji. Widać to wyraźnie na przykładzie Gruzji, gdzie wpływy tureckie nie pojawiły się kosztem rosyjskich, ale kosztem zachodnich i w rezultacie również kosztem procesu demokratyzacji. Ponadto z perspektywy rosyjskiej ewentualne zgłoszenie przez Turcję pretensji terytorialnych do Adżarii byłoby korzystne, z kolej Turcja utrzymuje ograniczone kontakty z separatystyczna Abchazją, której głównym patronem jest Rosja.

Natomiast ostatnia wojna w Górskim Karabachu nie wzmocniła bynajmniej wpływów tureckich w Baku, gdyż te sięgają połowy lat 90. XX w., a w pierwszej połowie 2020 r. pogłębiała się zależność Baku od Ankary, która mogła doprowadzić nawet do usunięcia wykształconego w Moskwie Ilhama Alijewa i zastąpienia go kimś ściślej związanym z Turcją. Działania te byłyby przy tym indyferentne z punktu widzenia interesów Zachodu, zatem nie byłoby tu żadnej korzyści dla Rosji, a wyłącznie strata. Tymczasem wojna doprowadziła do umocnienia się Ilhama Alijewa (przynajmniej na jakiś czas) oraz częściowej odbudowy wpływów rosyjskich w Azerbejdżanie. Budowa potężnej rosyjskiej bazy wojskowej w Górskim Karabachu, czyli formalnie na terytorium Azerbejdżanu i to za zgodą tego państwa, daje Rosji instrument nacisku na politykę Baku, umożliwiając jej, w razie niezadowolenia z działań Azerbejdżanu, uruchomienie scenariusza osetyjskiego (interwencję „humanitarną” uzasadnianą zagrożeniem dla mieszkańców, którzy wkrótce zapewne dysponować będą paszportami Federacji Rosyjskiej). Turcja, choć jej aspiracje regionalne nie zostały zaspokojone, gdyż Rosja odrzuciła propozycje Ankary przeniesienia na grunt kaukaski rozwiązań syryjskich tj. w szczególności wspólnych patroli turecko-rosyjskich, oficjalnie uważa się za „współzwycięzcę” wojny, a co za tym idzie de facto beneficjenta rozwiązań narzuconych przez Rosję. Wynika to nie tylko z potrzeb propagandowych, lecz również z tego, iż Rosja zapowiedziała otwarcie korytarza transportowego łączącego Azerbejdżan z Nachiczewanem, a więc również teoretycznie z Turcją. Linia kolejowa będzie jednak oparta na rosyjskim rozstawie torów, który jest niekompatybilny z tureckim, a wszystkie szlaki transportowe łączące południowkaukaskie b. terytorium ZSRR będą pod wyłączną kontrolą rosyjską, co jeszcze mocniej zwiąże nie tylko zarówno Azerbejdżan jak i Armenię ale również i Turcję z Rosją. Stworzy również alternatywę wobec biegnącego przez Gruzję szlaku transportowego łączącego Morze Kaspijskie z Turcją i dalej Europą, co wobec pogłębiającego się od lat partnerstwa energetycznego Rosji i Turcji (Turkish Stream, elektrownia atomowa Akkuyu) spowoduje, że kierunek ten straci swoje dywersyfikacyjne znaczenie dla Europy.

Podobne zintegrowanie rosyjsko-tureckiej współpracy i rywalizacji ma miejsce w Syrii. Rozpowszechnione mniemanie, że odmienny stosunek do Assada obu państw determinuje sprzeczność strategicznych celów Moskwy i Ankary jest błędne, gdyż zmiana reżimu w Damaszku dawno przestała być priorytetem Turcji. Nie doszłoby do tego, gdyby turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan nie podjął w lutym 2015 r. decyzji o zerwaniu zaawansowanego dialogu zarówno z Partią Pracujących Kurdystanu jak i z przedstawicielami tworzącej się wówczas kurdyjskiej administracji w północnej Syrii. Dialog ten w późniejszym czasie nie został wznowiony mimo wysiłków ze strony USA i gotowości ze strony Kurdów. W rezultacie kwestia kurdyjska stała się kartą przetargową w rękach rosyjskich, skłaniającą Turcję do coraz bliższej współpracy z Rosjanami w Syrii. Dychotomiczna natura relacji rosyjsko-tureckiej czyli współpraca w celu eliminacji podmiotów trzecich (w szczególności Zachodu) i rywalizacja o wpływy oraz zasoby w przypadku Syrii najlepiej widoczna była w czasie rozpoczętej 9 października 2019 r. inwazji na zdominowaną przez Kurdów autonomiczną Syrię Północno-Wschodnią. W jej rezultacie Turcja zajęła stosunkowo niewielkie terytorium, w tym dwa miasta: Sere Kaniye i Tel Abyad. Rosja natomiast wkroczyła na tereny Syrii Północno-Wschodniej, gdzie nie była wcześniej obecna, i zajęła szereg opuszczonych przez USA baz wojskowych. To rozszerzenie wpływów rosyjskich nastąpiło bez jednego wystrzału ze strony rosyjskiej (podobnie zresztą było w Górskim Karabachu), wyłącznie w wyniku działań militarnych Turcji (czy w przypadku Górskiego Karabachu – Azerbejdżanu). Ponadto uzgodnione zostały wspólne patrole rosyjsko-tureckie, które kilka miesięcy później wprowadzone zostały również w pozostającym poza kontrolą Assada Idlibie. Pojawienie się Rosjan w Idlibie nastąpiło przy tym tuż po tym jak w wyniku rosyjskiego nalotu zginęło co najmniej 34 żołnierzy tureckich.

Transakcyjny, oparty na dychotomii współpracy i rywalizacji charakter mają również relacje turecko-rosyjskie w Libii, co miało swój wyraz w nieudanej próbie narzucenia na początku 2020 r. stronom tamtejszej wojny domowej korzystnego zarówno dla Moskwy jak i Ankary porozumienia. Gdyby weszło ono w życie Libia zostałaby de facto podzielona na rosyjską i turecką strefę wpływów z bazami morskimi i lotniczymi obu państw. Stwarzałoby to zagrożenie rozszerzenia współpracy turecko-rosyjskiej na wywieranie presji migracyjnej na Europę, gdyż przez Libię prowadzi główny afrykański szlak migracyjny. Rosja, podobnie jak Turcja, nie jest też zainteresowana realizacją projektu gazociągu EastMed pompującego do Europy gaz ze złóż znajdujących się we wschodniej części Morza Śródziemnego, gdyż stanowiło by to dywersyfikację dostaw gazu do Europy, a ponadto stanowiłoby konkurencję dla Turkish Stream i planów jego rozbudowy. Turkish Stream jest przy tym instrumentem rozbudowy wspólnych wpływów turecko-rosyjskich na Bałkanach kosztem wpływów Zachodu. Podobnie należy postrzegać obecną intensyfikację współpracy turecko-ukraińskiej, która może doprowadzić do próby podziału Ukrainy na rosyjską i turecką strefę wpływów. Choć wydaje się to obecnie nieprawdopodobne to ten scenariusz może zostać uruchomiony przez ewentualną eskalację konfliktu o Donbas i Krym. Służyć temu może tworzenie mylnego wrażenia, że wojna o Górski Karabach była wojną zastępczą między Turcją a Rosją, którą ta druga jakoby przegrała, a decydującą rolę jakoby miałyby według tej koncepcji odegrać tureckie drony.

Wnioski i rekomendacje

Polityka ustępstw wobec Turcji wydaje się być nieskuteczna i prowadzi do stawiania przez Ankarę coraz to nowych żądań, podejmowania coraz bardziej agresywnej polityki i stwarzania nowych zagrożeń dla innych krajów, w tym członków UE i NATO, a także stanowi zachętę do większego zbliżenia z Rosją, gdyż daje to Turcji korzyści bez ponoszenia realnych konsekwencji. Nie zastosowanie twardej polityki w odpowiedzi na współpracę rosyjsko-turecką i łamanie przez Turcję standardów NATO może doprowadzić do tak daleko idącego rozejścia się interesów Turcji i innych członków NATO, że będzie to nieodwracalne i wymusi opuszczenie Sojuszu przez Turcję. Działania Turcji na różnych teatrach konfliktów nie są realizowane w interesie Zachodu i ich postrzeganie jako wspólnego interesu w powstrzymywaniu ekspansji rosyjskiej jest całkowicie błędne. W tym kontekście konieczność pokojowego i politycznego uregulowania kwestii kurdyjskiej ma kluczowe znaczenie, gdyż jest ona wykorzystywana przez Rosję w jej relacjach z Turcją i jest główną przyczyną niekompatybilności celów Turcji oraz USA i Europy na Bliskim Wschodzie (m.in. w zakresie zwalczania terroryzmu).

Obawy przed szantażem migracyjnym Turcji nie powinny paraliżować Europy w zakresie reakcji na jej agresywne działania, gdyż UE dysponuje znacznie silniejszymi środkami nacisku. Turecka gospodarka jest w fatalnej kondycji i nie może sobie pozwolić na restrykcje ze strony UE. Państwa członkowskie UE muszą jednak zrozumieć, że przedkładanie partykularnych interesów i brak gotowości do poniesienia pewnych kosztów, będzie miało znacznie poważniejsze skutki w przyszłości, gdyż doprowadzi do pogłębienia problemu i stopniowej zmiany układu sił na korzyść Turcji. Wbrew narracji tureckiej propagandy to przede wszystkim Turcji zależy na pozostaniu w NATO, gdyż jej wystąpienie z Sojuszu zwolniłoby jej członków z zobowiązań w odniesieniu do bezpieczeństwa tego kraju. Miałoby to dla Turcji bardzo poważne, negatywne konsekwencje m.in. w zakresie kwestii kurdyjskiej, czy sporów z Grecją i Cyprem. Unia Europejska powinna wykazywać więcej solidarności w odniesieniu do zagrożeń jakie Turcja stwarza dla integralności terytorialnej i suwerenności Cypru oraz Grecji oraz nałożyć sankcje w przypadku kolejnych tureckich prowokacji na Morzu Śródziemnym. USA i Unia Europejska powinny prowadzić skoordynowaną politykę wobec Turcji i takich problemów jak wojskowa i energetyczna współpraca turecko-rosyjska, w tym w szczególności sprawa zakupu S-400, w tym w zakresie nakładania wspólnych sankcji. USA oraz Unia Europejska powinny uznać kwestie rezygnacji Turcji z S-400, odstąpienia od dalszych prowokacji na Morzu Śródziemnym oraz rezygnacji z aktywności militarnej na Kaukazie, w Iraku oraz północnej Syrii za kluczowe. Ponadto obecne władze Turcji muszą otrzymać jasny sygnał, że dalsze masowe naruszenia praw człowieka, a w szczególności nie wykonywanie wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, bezpodstawne aresztowania polityków opozycyjnych, usuwanie z urzędów wybranych w wyborach burmistrzów kurdyjskich miast i nie pociąganie do odpowiedzialności winnych zbrodni wojennych skutkować będzie nałożeniem sankcji oraz uniemożliwi jakiekolwiek ponowne ożywienie wzajemnych relacji. Władze Turcji powinny zostać również wyraźnie ostrzeżone, że jakakolwiek próba sfałszowania wyborów zaplanowanych na 2023 r. spotka się ze zdecydowaną i nie tylko werbalną reakcją UE. Unia Europejska oraz USA powinny również przedstawić ofertę uregulowania relacji między Turcją a syryjskimi Kurdami i autonomiczną Syrią Północno-Wschodnią, która satysfakcjonowałaby obie strony tj. w szczególności gwarantowała bezpieczeństwo obu stron, a także przewidywałaby wycofanie wojsk tureckich z Syrii. Unia Europejska i USA powinny też ostrzec Turcję, że dalsze zbliżenie z Rosją będzie miało poważne i realne, a nie werbalne, konsekwencje. Dotyczy to również wspólnego wypychania przez Rosję i Turcję wpływów Zachodu z takich regionów jak Kaukaz, Bałkany, Północna Afryka czy Ukraina. Turcja powinna zrozumieć, że musi wybierać miedzy zbliżeniem z Rosją a członkostwem w NATO, że uregulowanie kwestii kurdyjskiej będzie korzystne dla jej bezpieczeństwa i pozycji międzynarodowej, a wycofanie się z agresywnych działań przeciwko innym państwom NATO i UE może przynieść jej korzyści w postaci wsparcia dla innych jej projektów polityki zagranicznej np. w Afryce. Polska powinna zrezygnować z jakichkolwiek specjalnych formatów bezpieczeństwa z udziałem Turcji uznając je za nierealne i wycofać z Turcji Polski Kontyngent Wojskowy, którego zadania są całkowicie niejasne.

Autor: Witold Repetowicz, Research Fellow w Programie Polityka Międzynarodowa, Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego

Zdjęcie: kremlin.ru, CC by 4.0
Tekst reprezentuje poglądy autora i nie jest oficjalnym stanowiskiem Fundacji.