RAPORT PUŁASKIEGO: Ciepłownictwo – strategiczny problem bezpieczeństwa energetycznego w Polsce
28 października, 2022
RAPORT PUŁASKIEGO: Ciepłownictwo – strategiczny problem bezpieczeństwa energetycznego w Polsce
Autor: Sławomir Krenczyk
Opublikowano: 28 października, 2022
Agresja Rosji na Ukrainę zdestabilizowała mozolnie budowany europejski rynek energii i ciepła. Symbolem gwałtowności i nieprzewidywalności tej zmiany są tajemnicze eksplozje na Bałtyku 26 września br., które najpewniej ostatecznie zakończyły projekty Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Doszło do sytuacji, w której Czechy, pełniące rotacyjną prezydencję w Radzie Unii Europejskiej, ustami swojego ministra stwierdziły, że rynek wymknął się spod kontroli i uwzględnia tylko negatywne czynniki, co podbija ceny. Głos ten nie jest odosobniony. Cena gazu pod koniec sierpnia przekroczyła nawet 300 euro za MWh, czyli jest trzykrotnie wyższa niż wiosną 2022 r., i choć obecnie ceny tego surowca znacznie spadły, wciąż trudno mówić o stabilizacji. Tymczasem gaz jest obecnie papierkiem lakmusowym europejskiej energetyki, a jego ceny oraz dostępność dyktują warunki na całym rynku, windując ceny energii elektrycznej oraz – o czym ciągle mówi się za mało – również ciepła.
Przez wiele lat energetyka, w tym ciepłownictwo, nie przebijały się do głównego nurtu informacyjnego, zostając wyzwaniami niszowymi w branżowych ekspertów, poza szerszym zainteresowaniem społeczeństwa. Dziś sytuacja wygląda inaczej. Najpierw rozchwianie ceny pierwotnych nośników energii przez Rosję a potem pogłębienie tego trendu przez agresję na Ukrainę sprawiły, że obecnie pewne wydają się tylko trzy kwestie:
- koszty energii będą coraz wyższe – nikt nie wie kiedy osiągniemy maksymalny pułap cen i czy w ogóle istnieje taka “sufitowa” wartość graniczna;
- deficyt paliw kopalnych może potrwać znaczniej dłużej niż zakładaliśmy na początku wojny w Ukrainie;
- nie ma jednoznacznego pomysłu jak ten stan rzeczy ustabilizować, ani kiedy może się to zdarzyć (weszliśmy zatem w stan permanentnej niepewności).
Obecna sytuacja uświadomiła również dobitnie, że energetykę i surowce energetyczne zawsze należy postrzegać w kategoriach bezpieczeństwa narodowego, na równi z bezpieczeństwem militarnym, na poziomie każdego państwa, unii państw oraz całego kontynentu. W taki sposób od dekad patrzyła na tę kwestię Rosja, przez lata realizując scenariusz współpracy biznesowej z Europą w modelu, który dzisiaj umożliwia stosowanie węglowodorowego szantażu. Moskwa ma świadomość, że w kolejnych latach broń ta mogłaby utracić swój walor skuteczności ze względu na przyspieszającą transformację oraz plan całkowitego uniezależnienia się Europy od paliw kopalnych w perspektywie połowy XXI wieku.
Dziś już nikt nie powinien mieć wątpliwości, że Rosja prowadzi z Zachodem wojnę, której orężem są gaz, ropa i węgiel. Tajemnicze wybuchy niszczące gazociągi Nord Stream I i (nigdy nie uruchomiony) Nord Stream II, do których doszło pod koniec września to kolejne potwierdzenie tego stanu: już wcześniej Moskwa ogłosiła, że nie przywróci dostaw gazu przez gazociąg Nord Stream I (NSI), którego przepustowość wynosiła 170 mln m3 gazu dziennie (55 mld m3 rocznie). Zresztą dostawy gazu do Niemiec poprzez NSI były ograniczone już od czerwca o ok. 80 procent. Dla porównania projekt Baltic Pipe to maksymalnie 10 mld m3 gazu rocznie, a roczne zużycia gazu w Polsce w 2022 roku wyniesie nieco poniżej 20 mld m3 rocznie. Co więcej, Rosja wprost przyznała, że brak dostaw jest w całości wynikiem sankcji nałożonych na Federację Rosyjską za agresję na Ukrainę. Pozytywnym wnioskiem płynącym z tych informacji jest stwierdzenie, że najwyraźniej sankcje z miesiąca na miesiąc coraz mocniej wpływają na Kreml skoro posuwa się do takich kroków. Działania putinowskiej Rosji raz na zawsze powinny uświadomić Europie, że kraj ten nie jest i nie będzie stabilnym dostawcą surowców strategicznych – są one bowiem traktowane jako narzędzie do realizacji celów politycznych.