Afganistan: wybory bez ISAF – prognozy i wnioski przed drugą turą
Autor: Jakub Gajda
Opublikowano: 28 maja, 2014
Po oficjalnym ogłoszeniu wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich w Afganistanie, wiadomo już kto, z dużą dozą prawdopodobieństwa, obejmie prezydencką schedę po Hamidzie Karzaju. Można również sformułować pierwsze wnioski dotyczące kondycji budowanych od 2002 r. instytucji demokratycznych i administracyjnych. Wszystko wskazuje, iż nadchodząca kadencja na wstępie naznaczona będzie piętnem, nie do końca idącego w parze z ideą demokracji, czynnika etnicznego. Obraz wyborów oraz inne, pozornie niezwiązane z samą elekcją wydarzenia, dają podstawy do przewidywań, co może się wydarzyć w Azji Środkowej po zakończeniu misji ISAF.
Faworytów do fotela prezydenckiego pozostaje dwóch: Pasztun – Aszraf Ghani oraz Tadżyk – Abdullah Abdullah (choć jego ojcem jest Pasztun, w Afganistanie pochodzenie dziedziczy się po matce). Poza nimi niespodziankę mogli sprawić jeszcze Zalmaj Rasul i Abdul Rasul Sajjaf (obaj również Pasztuni). Pozostali kandydaci, wszyscy pasztuńskiego pochodzenia, mieli stanowić tło, co potwierdziło się w wyborczej rzeczywistości. Do zwycięstwa w pierwszej turze potrzebna była większość bezwzględna głosów, lecz żadnemu z kandydatów nie udało się osiągnąć tego celu. Oficjalnie 44,9 proc. głosów zdobył Abdullah, uzyskując przewagę nad drugim Aszrafem Ghanim (31,6 proc. poparcia). Trzecie miejsce zajął Zalmaj Rasul z 11,4 proc., a czwarty był Sajjaf z 7 proc. głosów. Żaden z pozostałych kandydatów nie przekroczył 3 proc. poparcia. Biorąc pod uwagę fakt, że Abdullaha jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników poparł Zalmaj Rasul oraz mniej liczący się w pierwszej turze Gul Agha Szirzaj (1,6 proc.), jego zwycięstwo w finałowym starciu wydaje się być niemal pewne. Afganistan musi przygotować się zatem na nietypowe okoliczności, kiedy na czele państwa założonego przez Pasztunów, stał będzie Tadżyk. W dotychczasowej historii tylko raz miała miejsce taka sytuacja, kiedy w 1929 r. przez dziesięć miesięcy urząd emira sprawował Habibullah Kalakani (po dziś dzień przez większość Pasztunów uznawany za uzurpatora, a nie króla). Swój dobry wynik Abdullah tylko w niewielkim stopniu zawdzięcza poparciu Pasztunów, którzy choć są najliczniejszą grupą etniczną w Afganistanie, w wielu prowincjach nie uczestniczyli w wyborach ze względu na brak możliwości oddania głosu. Dlatego tuż po ogłoszeniu wyników z południa kraju popłynęły apele o otwarcie większej liczby punktów wyborczych przy kolejnym głosowaniu. Niezależna Komisja Wyborcza obiecała już m. in. otwarcie dodatkowych osiemdziesięciu punktów w prowincji Helmand. Większy udział Pasztunów w drugiej turze zwiększy szanse Ghaniego na zwycięstwo.
Tymczasem ewentualna wygrana Abdullaha – przedstawiciela Sojuszu Północnego – może zrodzić nowe podziały między Tadżykami i przychylnymi mu Hazarami oraz Pasztunami. Dla przywiązanych do tradycji Pasztunów, etniczne zależności będą mieć duże znaczenie, a nacjonalizm może stać się atutem w rękach wszystkich sił antyrządowych, pragnących kontynuować działania destabilizujące lub przywrócić w Afganistanie status quo sprzed 2001 r. Obecność na czele państwa Tadżyka może prowadzić też do dalszego pogłębienia się różnic między względnie stabilną północą a pogrążonym w walkach pasztuńskim południem.
W kwestiach regionalnych i polityce międzynarodowej wybór któregokolwiek z dwóch kandydatów nie będzie rodził wielkich różnic. Obaj zapatrują się pozytywnie na podpisanie umowy o partnerstwie strategicznym ze Stanami Zjednoczonymi, która kilka miesięcy temu została zakwestionowana przez prezydenta Karzaja. Obaj też uznawani są za sceptycznie nastawionych do polityki Pakistanu, co zaowocować może zwiększeniem wsparcia rządu w Islamabadzie dla działań zbrojnych Ruchu Talibów na terytorium Afganistanu. Bez względu na to, czy prezydentem Afganistanu będzie Abdullah czy Ghani, trzeba przygotować się na dalszy ciąg trójstronnego „klinczu” pomiędzy Afganistanem i Indiami z jednej, a Pakistanem z drugiej strony.
Kondycja państwa i demokracji
O obecnej fazie wdrażania afgańskiej demokracji, jak i o poziomie reprezentowanym przez instytucje rządowe w Afganistanie świadczą dwie daty: 5 kwietnia – data głosowania i 15 maja – data ogłoszenia oficjalnych wyników pierwszej tury. Prawie sześć tygodni zajęło liczenie głosów z wszystkich prowincji przez Niezależną Komisję Wyborczą oraz rozpatrywanie ponad tysiąca skarg przez Komisję ds. Skarg Wyborczych. Ostateczny cel został jednak osiągnięty, gdyż w pierwszej turze głosowanie obyło się bez większych kontrowersji. Warto jednak zwrócić uwagę na tempo działań obu komisji, które wiele mówi o możliwościach słabo scentralizowanej i działającej w cieniu konfliktu zbrojnego administracji. Tegoroczne wybory, po raz pierwszy od obalenia talibów, zabezpieczane były wyłącznie przez Afgańskie Siły Narodowe, co również miało być testem dla afgańskich żołnierzy i policjantów przejmujących całkowitą odpowiedzialność za bezpieczeństwo w kraju. Test ten nie wypadł źle, bo pierwszej turze towarzyszyło zdecydowanie mniej incydentów niż wyborom w 2009 r. Afgańskie media pochwaliły się skutecznymi działaniami sił bezpieczeństwa, które udaremniły dziesiątki zamachów bombowych i przejęły znaczące ilości broni. Siły bezpieczeństwa zlikwidowały, bądź zatrzymały również przynajmniej dwustu uzbrojonych przeciwników rządu związanych z Siatką Haqqanich oraz działającym głównie na terytorium Beludżystanu ruchem Dżundullah. Umiarkowanie spokojny przebieg wyborów w dużej mierze spowodowany był jednak bierną postawą bojowników Islamskiego Emiratu Afganistanu (Ruch Talibów), którzy nie koncentrowali się na zakłócaniu wyborów, gdyż przygotowywali się na wiosenną ofensywę.
Afgańska demokracja święci umiarkowane sukcesy, podkreślił to zarówno specjalny wysłannik ONZ do Afganistanu – Jan Kubis, jak i sam sekretarz organizacji Ban Ki-moon. W pierwszej turze wyborów wzięło udział ponad 7 mln obywateli, co jest wynikiem o połowę lepszym od wyborów przeprowadzonych w 2009 r. Spośród głosujących aż 36 proc. stanowiły kobiety. W ten sposób obywatele Afganistanu okazali swe poparcie dla procesu demokratyzacji i zaufanie dla instytucji państwowych. Wydawało się też, że rzeczywiście słabnie destruktywna dla demokratyzującego się państwa rola Ruchu Talibów i innych grup zbrojnej opozycji. Niestety, w ostatnich dniach przed ogłoszeniem oficjalnych wyników doszło do wielu aktów terroru i nasiliły się działania zbrojne na terenie całego kraju – Ruch Talibów wcielił w życie zapowiedzi o wiosennej ofensywie. Relatywnie do sytuacji panującej w Afganistanie, proces wyborczy, na tym etapie i tak można ocenić pozytywnie. Całą prawdę ukaże jednak dopiero druga tura wyborów, która odbędzie się 14 czerwca. Zważając na posunięcia zbrojnej opozycji, należy przygotować się na zdecydowanie większą liczbę incydentów. Społeczność międzynarodowa, stroniąc od ingerencji, powinna bacznie obserwować zarówno samo głosowanie, jak i wydarzenia, które po nim nastąpią. Wybory to test, w którym bardziej pomóc Afganistanowi nie sposób. Jednak aby kraj ten pozostał na wytyczonej przez prozachodnich polityków drodze, zdecydowanie potrzebne będzie trafne sformułowanie wniosków, które wspomogą dalsze długofalowe wsparcie. Bez względu na to czy prezydentem zostanie Abdullah czy Ghani, zakończenie misji ISAF bez konsekwentnych działań szkoleniowych i pomocowych na odpowiednią skalę będzie porażką NATO i Zachodu. Tymczasem społeczeństwo afgańskie tak na północy, jak i na południu swoim wyborczym zaangażowaniem demonstruje, że idea demokracji w Afganistanie, choć zabarwiona czynnikiem etnicznym, wcale nie musi okazać się utopią.
Autor: Jakub Gajda, Research Fellow Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego
Zdjęcie: William Greeson, U.S. Marine Corps